NOVO MILLENNIO INEUNTE - LIST APOSTOLSKI OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II
DO BISKUPÓW, DUCHOWIEŃSTWA I WIERNYCH NA ZAKOŃCZENIE WIELKIEGO JUBILEUSZU ROKU 2000
Do Biskupów, do Kapłanów i
Diakonów, do Zakonników i Zakonnic oraz wszystkich Wiernych
1. Na początku
nowego tysiąclecia, gdy kończy się rok Wielkiego Jubileuszu, w którym
świętowaliśmy uroczyście dwutysięczną rocznicę narodzin Chrystusa, i gdy przed
Kościołem otwiera się nowy etap drogi, rozbrzmiewa w naszych sercach echo słów,
jakimi pewnego dnia Jezus, skończywszy przemawiać do tłumów z łodzi Szymona,
wezwał Apostoła, aby «wypłynął na głębię» na połów ryb: Duc in altum (Łk 5,
4). Piotr i jego pierwsi towarzysze zaufali słowu Chrystusa i zarzucili sieci.
«Skoro to uczynili, zagarnęli (...) wielkie mnóstwo ryb» (Łk 5, 6).
Duc
in altum! Dzisiaj te słowa skierowane
zostają do nas i wzywają nas, byśmy z wdzięcznością wspominali przeszłość,
całym sercem przeżywali teraźniejszość i ufnie otwierali się na przyszłość:
«Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki» (Hbr 13,
8).
Kościół
przeżywał w tym roku wielką radość, oddając się kontemplacji oblicza swego
Oblubieńca i Pana. W szczególny sposób stał się też ludem pielgrzymującym,
prowadzonym przez Tego, który jest «Wielkim Pasterzem owiec» (por. Hbr 13,
20). Z niezwykłym entuzjazmem, który ogarnął wielu jego członków, Lud Boży w
Rzymie, podobnie jak w Jerozolimie i we wszystkich Kościołach lokalnych,
przeszedł przez «Świętą Bramę», którą jest Chrystus. Do Niego, który jest celem
historii i jedynym Zbawicielem świata, wznosiło się wspólne wołanie Kościoła i
Ducha: «Marana tha - Przyjdź, Panie Jezu» (por. Ap 22,
17. 20; 1 Kor 16, 22).
Nie sposób
zmierzyć działania łaski, która w ciągu całego roku poruszała sumieniami. Z
pewnością jednak «rzeka wody życia», nieustannie wypływająca «z tronu Boga i
Baranka» (por. Ap 22, 1), rozlała się na cały Kościół. Jest to
woda Ducha Świętego, która gasi pragnienie i odnawia (por. J 4,
14). Jest to litościwa miłość Ojca, która w Chrystusie została nam jeszcze raz
objawiona i darowana. Na końcu tego roku możemy znów powtarzać z weselem
odwieczne słowa wdzięczności: «Dziękujcie Panu, bo jest dobry, bo łaska Jego
trwa na wieki» (Ps 118 [117], 1).
2. Pragnę
zatem zwrócić się do was, moi drodzy i wraz z wami śpiewać hymn uwielbienia. Od
początku mego Pontyfikatu myślałem o Roku Świętym 2000 jako o dacie
przełomowej. Zdawałem sobie sprawę, że jego obchody będą opatrznościowym
doświadczeniem, przez które Kościół zostanie wezwany - w trzydzieści pięć lat
od zakończenia ekumenicznego Soboru Watykanskiego II - do refleksji nad
kształtem swojej odnowy, aby dzięki temu mógł z nową energią podjąć swą misję
ewangelizacyjną.
Czy Jubileusz
osiągnął ten cel? Bóg widzi nasze wysiłki - nasze ofiarne starania i
nieuniknione ułomności. Nie możemy wszakże uchylić się od obowiązku dziękowania
za «wielkie dzieła», jakich Bóg w nas dokonał. «Misericordias Domini in
aeternum cantabo» (Ps 89 [88], 2).
Zarazem jednak
wszystko, co wydarzyło się na naszych oczach, wymaga ponownego przemyślenia i w
pewnym sensie odczytania, abyśmy mogli usłyszeć, co Duch powiedział do
Kościołów w ciągu tego roku tak bogatego w przeżycia (por. Ap 2,7.
11. 17 i in.).
3. Przede
wszystkim, drodzy Bracia i Siostry, winniśmy skupić uwagę na przyszłości, która
nas czeka. Wielokrotnie w minionych miesiącach kierowaliśmy wzrok ku nowemu
tysiącleciu, które się rozpoczyna, i przeżywaliśmy Jubileusz nie tylko
jako wspomnienie przeszłości, ale jako proroczą zapowiedź
przyszłości. Teraz należy czerpać ze skarbca otrzymanej łaski, przekładając
ją z entuzjazmem na język postanowień i konkretnych programów działania. Do
podjęcia tego zadania pragnę zachęcić wszystkie Kościoły lokalne. W każdym z
tych Kościołów, gdy gromadzi się wokół swego biskupa na słuchaniu słowa we
wspólnocie i na « łamaniu chleba» (por. Dz 2, 42), «prawdziwie
obecny jest i działa jeden, święty, katolicki i apostolski Kościół Chrystusowy
».1 Przede
wszystkim w tej konkretnej rzeczywistości każdego Kościoła tajemnica jednego
Ludu Bożego zyskuje ów szczególny kształt, który zespala ją z określonym
kontekstem i kulturą.
To
zakorzenianie się Kościoła w czasie i przestrzeni odzwierciedla w istocie
rzeczy dynamikę samego Wcielenia. Pora zatem, aby każdy Kościół,
rozważając to, co Duch Święty powiedział do Ludu Bożego w tym szczególnym roku
łaski, a właściwie w przeciągu całego okresu od Soboru Watykańskiego II do
Wielkiego Jubileuszu, ocenił swoją gorliwość i z nowym zapałem podjął swą pracę
duchową i duszpasterską. Wydając na zakończenie Roku Jubileuszowego niniejszy
List, pragnę włączyć w dążenie do tego celu także moją posługę Piotrową, aby w
Kościele jaśniała coraz bardziej różnorodność jego darów i jedność jego drogi.
I
Spotkanie z
Chrystusem
dziedzictwo wielkiego jubileuszu
4. «Dzięki
czynimy Tobie, Panie, Boże wszechmogący» (Ap 11, 17). W Bulli
ogłaszającej Wielki Jubileusz wyrażałem nadzieję, że obchody dwutysiąclecia
tajemnicy Wcielenia będą przeżywane jako «jeden nieprzerwany hymn uwielbienia
Boga w Trójcy jedynego»2 i
zarazem jako «czas pojednania i znak prawdziwej nadziei dla wszystkich, którzy
wpatrują się w Chrystusa i w Jego Kościół».3 Doświadczenie
roku jubileuszowego rozwijało się w tych właśnie najważniejszych wymiarach,
osiągając w pewnych momentach szczególną głębię, co pozwoliło nam niejako
dotykać ręką miłosiernej obecności Boga, od którego pochodzi «każde dobro,
jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały» (Jk 1, 17).
Mam na myśli
przede wszystkim wymiar uwielbienia. To z niego bowiem bierze
początek każda autentyczna odpowiedź wiary na objawienie Boga w Chrystusie.
Chrześcijaństwo jest łaską, jest niezwykłym darem Boga, który nie poprzestał na
stworzeniu świata i człowieka, ale zechciał towarzyszyć w drodze swojemu
stworzeniu, «wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał (...) przez proroków, a
w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna» (Hbr 1,
1-2).
W
tych dniach! Tak, Jubileusz pozwolił nam
odczuć, że dwa tysiące lat historii nie umniejszyły bynajmniej świeżości owego
«dzisiaj », w którym aniołowie przynieśli pasterzom wspaniałą wieść o
narodzinach Jezusa w Betlejem: «dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel,
którym jest Mesjasz, Pan» (Łk 2, 11). Mimo upływu dwóch tysiącleci
pozostają w mocy słowa, którymi Jezus ogłosił swoją misję, przemawiając w
nazaretańskiej synagodze do swoich zdumionych ziomków i odnosząc do siebie
proroctwo Izajasza: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli » (Łk 4,
21). Minęły dwa tysiące lat, ale dla człowieka grzesznego, potrzebującego
miłosierdzia - a któż nim nie jest? - wciąż źródłem pokrzepienia jest owo
«dzisiaj» zbawienia, które na Krzyżu otworzyło bramy Królestwa Bożego dobremu
łotrowi: «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju» (Łk 23,
43).
Pełnia czasu
5. Dzięki
zbieżności tego Jubileuszu z początkiem nowego tysiąclecia mogliśmy z pewnością
wyraźniej dostrzec miejsce tajemnicy Chrystusa na rozległym tle historii
zbawienia, nie ulegając bynajmniej milenarystycznym mrzonkom. Chrześcijaństwo
jest religią zanurzoną w historii! Właśnie bowiem na płaszczyźnie historii
Bóg zechciał zawrzeć przymierze z Izraelem i w ten sposób przygotować narodziny
Syna z łona Maryi «w pełni czasu » (por. Ga 4, 4). W swojej
tajemnicy boskiej i ludzkiej Chrystus stanowi fundament i centrum historii,
jest jej sensem i ostatecznym celem. To przecież przez Niego, Słowo i obraz
Ojca, «wszystko się stało» (por. J 1, 3; Kol 1,
15). Jego Wcielenie, uwieńczone tajemnicą paschalną i darem Ducha Świętego,
jest pulsującym sercem czasu, jest tajemniczą godziną, w której Królestwo Boże
przybliżyło się (por. Mk 1, 15), a nawet więcej - zapuściło
korzenie w naszej historii niczym ziarno zasiane po to, aby stało się wielkim
drzewem (por. Mk 4, 30-32).
«Chwała Tobie,
Jezu Chryste, Ty królujesz dziś i na wieki». Śpiewając tysiące razy tę pieśń,
kontemplowaliśmy w minionym roku Chrystusa, jakiego ukazuje nam Apokalipsa:
«Alfę i Omegę, Pierwszego i Ostatniego, Początek i Koniec» (por. Ap 22,13).
Zaś kontemplując Chrystusa wielbiliśmy zarazem Ojca i Ducha, jedyną i
niepodzielną Trójcę, niewypowiedzianą tajemnicę, w której wszystko ma początek
i wypełnienie.
Oczyszczenie
pamięci
6. Abyśmy
mogli wnikać w tajemnicę czystszymi oczyma, w Roku Jubileuszowym silny akcent
położony został na prośbę o przebaczenie. Dotyczyła ona nie tylko
poszczególnych ludzi, którzy zastanawiali się nad własnym życiem, aby błagać o
miłosierdzie i dar specjalnego odpustu, ale także całego Kościoła, który
pragnął przypomnieć sobie wszystkie niewierności, jakimi w ciągu wieków wielu
jego synów skaziło oblicze Oblubienicy Chrystusa.
Do tego
rachunku sumienia przygotowywaliśmy się od dawna, świadomi, że skoro do
Kościoła należą także grzesznicy, to jest on «święty i zarazem ciągle
potrzebujący oczyszczenia».4 Konferencje
naukowe pomogły nam skupić uwagę na zjawiskach z minionych dwóch tysiącleci, w
których ewangeliczny duch nie zawsze jaśniał pełnym blaskiem. Nie sposób
zapomnieć przejmującej Liturgii z 12 marca 2000 r., podczas której
ja sam, wpatrując się w Bazylice św. Piotra w wizerunek Ukrzyżowanego, w
imieniu Kościoła prosiłem o przebaczenie za grzechy wszystkich jego dzieci. To
«oczyszczenie pamięci» dodało nam sił w drodze ku przyszłości i zarazem
sprawiło, że z większą pokorą i czujnością przeżywamy naszą wierność Ewangelii.
Świadkowie
wiary
7. Szczera
postawa pokutna nie przeszkodziła nam jednak oddawać chwały Panu za wszystko,
czego dokonał w kolejnych wiekach, zwłaszcza zaś w minionym stuleciu,
wzbudzając w swoim Kościele wielką rzeszę świętych i męczenników.
Dla niektórych z nich Rok Święty był także rokiem beatyfikacji lub kanonizacji.
Świętość - zarówno w życiu papieży, którzy są znanymi postaciami historycznymi,
jak i w życiu skromnych wiernych świeckich i duchownych, pochodzących z
wszystkich kontynentów globu - okazała się rzeczywistością, która lepiej niż
cokolwiek innego wyraża tajemnicę Kościoła. To wymowne orędzie, przemawiające
bez słów, jest żywym objawieniem oblicza Chrystusa.
Z okazji Roku
Świętego uczyniono też wiele, aby zgromadzić cenne pamiątki Świadków
wiary XX wieku. Wspominaliśmy ich uroczyście 7 maja 2000 r. wraz z
przedstawicielami innych Kościołów i Wspólnot kościelnych w sugestywnej
scenerii Koloseum, które jest symbolem dawnych prześladowań. Tego dziedzictwa
nie wolno roztrwonić, ale trzeba je uczynić przedmiotem nieustającego
dziękczynienia i wytrwałego naśladowania.
Kościół
pielgrzymujący
8. Idąc
niejako śladami świętych przybywali do Rzymu, do grobów Apostołów, niezliczeni
synowie Kościoła, pragnący dać świadectwo wiary, wyznać grzechy i uzyskać
zbawcze miłosierdzie. W tym roku wielkie wrażenie wywarły na mnie nie tylko
tłumy, które podczas różnych uroczystości wypełniały plac św. Piotra. Nierzadko
przyglądałem się też uważnie długim szeregom pielgrzymów, oczekujących
cierpliwie na przejście przez próg Drzwi Świętych. Usiłowałem sobie wyobrazić
historię życia każdego z nich, złożoną z radości, lęków i cierpień; historię, w
którą wszedł Chrystus i która w dialogu z Nim odnajdywała znów drogę nadziei.
Obserwując
napływające nieustannie grupy wiernych dostrzegałem w nich jakby żywy
obraz Kościoła pielgrzymującego, tego Kościoła, który - jak powiada św.
Augustyn - kroczy «pośród prześladowań świata i pociech Bożych».5 Naszym
oczom dostępna jest tylko zewnętrzna strona tego niezwykłego wydarzenia. Czyż
bowiem zdoła ktoś zmierzyć wielkie dzieła łaski, jakie dokonały się w sercach?
Wypada tu raczej przyjąć postawę milczącej adoracji, ufając pokornie w
tajemnicze działanie Boga i wielbiąc Jego miłość, która nie zna końca: «Misericordias
Domini in aeternum cantabo »!
Młodzież
9. Liczne
spotkania jubileuszowe gromadziły bardzo różne kategorie osób, których naprawdę
masowe uczestnictwo wystawiało czasem na próbę siły organizatorów i animatorów,
zarówno kościelnych, jak i świeckich. Pragnę skorzystać ze sposobności, jaką
jest ten List, aby przekazać wszystkim słowa serdecznego podziękowania.
Niezależnie jednak od liczebności pielgrzymów wielokrotnie wzruszała mnie ich
postawa głębokiej modlitwy, refleksji i komunii, jaką przejawiali zwykle
podczas tych spotkań.
A jakże nie
wspomnieć w szczególny sposób o pełnym radości i entuzjazmu
zgromadzeniu młodzieży? Jeśli jakiś obraz Jubileuszu Roku 2000 mocniej niż
inne utkwi nam w pamięci, to będzie to z pewnością obraz ogromnej rzeszy
młodych, z którymi udało mi się nawiązać jak gdyby bezpośredni dialog, oparty
na wzajemnej sympatii i na głębokim zrozumieniu. Toczył się on już od pierwszej
chwili, gdy powitałem ich na placu św. Jana na Lateranie i na placu św. Piotra.
Później widziałem ich przechadzających się tłumnie ulicami Rzymu, radosnych -
jak przystało na ludzi młodych - ale zarazem zamyślonych, spragnionych
modlitwy, poszukujących sensu życia i prawdziwej przyjaźni. Im samym i
wszystkim, którzy ich widzieli, niełatwo będzie wymazać z pamięci tamten
tydzień, w którym Rzym stał się «młody z młodymi». Nie sposób też zapomnieć
liturgii eucharystycznej sprawowanej w Tor Vergata.
Kolejny raz
młodzi okazali się szczególnym darem Ducha Bożego dla Rzymu i
dla Kościoła. Istnieje pewna tendencja do pesymistycznego patrzenia na młodych
ze względu na wszystkie ich problemy i słabości, z jakimi zmagają się we
współczesnym społeczeństwie. Jubileusz Młodych był dla nas niejako
«zaskoczeniem», bo pokazał nam obraz młodzieży, która wyraża głęboką tęsknotę
za autentycznymi - mimo możliwych dwuznaczności - wartościami, mającymi swą
pełnię w Chrystusie. Czyż to nie w Chrystusie kryje się sekret prawdziwej
wolności i głębokiej radości serca? Czyż to nie Chrystus jest najlepszym
przyjacielem i zarazem wychowawcą każdej prawdziwej przyjaźni? Jeżeli ukazuje
się młodym prawdziwe oblicze Chrystusa, oni dostrzegają w Nim przekonującą
odpowiedź na swoje pytania i potrafią przyjąć Jego orędzie, choć jest trudne i
naznaczone przez Krzyż. Dlatego odpowiadając na ich entuzjazm nie wahałem się
zażądać od nich, aby dokonali radykalnego wyboru wiary i życia, i wskazałem im
porywające zadanie: mają się stawać «stróżami poranka» (por. Iz 21,
11-12), zwiastującymi brzask nowego tysiąclecia.
Pielgrzymi
różnych kategorii
10. Nie mam
oczywiście możliwości, aby wspominać tu szczegółowo kolejne wydarzenia
jubileuszowe. Każde z nich miało swoisty charakter i pozostawiło określone
przesłanie nie tylko tym, którzy bezpośrednio w nim uczestniczyli, ale także
tym, którzy o nim słyszeli lub brali w nim udział z oddali, za pośrednictwem
środków społecznego przekazu. Jakże jednak nie wspomnieć tu radosnej
atmosfery pierwszego wielkiego spotkania, poświęconego dzieciom?
Rozpoczynać Jubileusz z nimi znaczyło w pewnym sensie dać posłuch napomnieniu
Jezusa: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie» (Mk 10,14). Być
może w jeszcze większym stopniu było to naśladowaniem gestu, którego dokonał On
sam, gdy «postawił pośrodku» dziecko, czyniąc z niego symbol postawy, jaką
należy przyjąć, jeśli chce się wejść do Królestwa Bożego (por. Mt 18,
2-4).
W pewnym
sensie zatem szły śladami dzieci różne grupy dorosłych, którzy przybywali, aby
prosić o jubileuszowy dar miłosierdzia: ludzie starsi, chorzy i
niepełnosprawni, pracownicy przemysłu i rolnictwa oraz sportowcy, artyści i
nauczyciele akademiccy, biskupi i kapłani oraz osoby konsekrowane, politycy i
dziennikarze, a wreszcie żołnierze, którzy pragnęli potwierdzić sens swojej
służby jako służby pokojowi.
Z wielkim
rozmachem zorganizowano spotkanie ludzi pracy, które odbyło się 1
maja, kiedy to przypada tradycyjne święto pracy. Wezwałem ich, aby przeżywali
duchowość pracy na wzór św. Józefa i samego Jezusa. Ich jubileusz był też dla
mnie sposobnością, aby zaapelować stanowczo o usunięcie dysproporcji ekonomicznych
i socjalnych istniejących w świecie pracy oraz o konsekwentne kierowanie
procesami globalizacji ekonomicznej w sposób zgodny z zasadami solidarności i z
szacunkiem należnym każdej osobie ludzkiej.
Dzieci, jak
zawsze tryskające radością, powróciły z okazji Jubileuszu Rodzin,
podczas którego zostały ukazane światu jako «wiosna rodziny i społeczeństwa».
Naprawdę wymowne było to jubileuszowe spotkanie, na które przybyło z różnych
regionów świata wiele rodzin, aby z nowym zapałem przyjąć naukę Chrystusa o
dotyczącym ich pierwotnym zamyśle Bożym (por. Mk 10,
6-8; Mt 19, 4-6). Z zapałem postanawiały, że będą promieniować
jej światłem na kulturę, która w sposób coraz bardziej niepokojący zdaje się
zatracać świadomość wartości małżeństwa i rodziny.
Do spotkań,
które najbardziej mnie poruszyły, należy też spotkanie z więźniami w
rzymskim zakładzie karnym Regina Caeli. W ich oczach dostrzegłem
cierpienie, ale także skruchę i nadzieję. Dla nich Jubileusz był ze
szczególnego tytułu «rokiem miłosierdzia».
W końcu, w
ostatnich dniach roku, miało miejsce miłe spotkanie ze światem teatru,
kina, telewizji i muzyki, który z wielką siłą oddziałuje na ducha
ludzkiego. Osobom zaangażowanym w tej dziedzinie przypomniałem, że spoczywa na
nich wielka odpowiedzialność za przekazywanie wraz z przyjemną rozrywką
pozytywnych treści, zdrowych moralnie, zdolnych przepełniać życie ufnością i
miłością.
Międzynarodowy
Kongres Eucharystyczny
11. Zgodnie z
logiką tego Roku Jubileuszowego kluczową rolę miał w nim odegrać Międzynarodowy
Kongres Eucharystyczny. I tak się też stało! Jeśli Eucharystia jest ofiarą
Chrystusa, który staje się obecny wśród nas, to czyż Jego realna
obecność mogła nie znaleźć się w centrum Roku Świetego,
upamiętniającego wcielenie Słowa? Właśnie dlatego miał to być rok «głęboko
eucharystyczny »6 i
tak też staraliśmy się go przeżywać. A jednocześnie czyż mogłoby zabraknąć,
obok pamiątki narodzin Syna, również wspomnienia Jego Matki? Maryja była obecna
w uroczystościach jubileuszowych nie tylko dzięki specjalnie Jej poświęconym
sympozjom, ale nade wszystko poprzez wielki Akt zawierzenia, którego dokonałem
wraz z bardzo liczną grupą biskupów z całego świata, oddając pod Jej
macierzyńską opiekę losy ludzi nowego tysiąclecia.
Wymiar
ekumeniczny
12. Jest
zrozumiałe, że mówiąc o Jubileuszu patrzę nań przede wszystkim z perspektywy
Stolicy Piotrowej. Nie zapominam jednak, że ja sam pragnąłem, aby jego obchody
odbywały się w pełnym wymiarze także w Kościołach partykularnych i że to
właśnie tam większa część wiernych mogła uzyskać specjalne łaski, a w
szczególności odpust związany z Rokiem Jubileuszowym. Niemniej znamienny jest
fakt, że wiele diecezji pragnęło, aby liczne grupy ich wiernych były obecne
tutaj w Rzymie. Wieczne Miasto raz jeszcze odegrało swą opatrznościową rolę
jako miejsce, w którym skarby i dary wszystkich poszczególnych Kościołów, a w
istocie rzeczy wszystkich narodów i kultur, łączą się harmonijnie w «
powszechności» Kościoła, aby jedyny Kościół Chrystusowy mógł coraz wyraziściej
objawiać swoją tajemnicę jako sakrament jedności.7
Pragnąłem
także, aby w programie Roku Jubileuszowego poświęcono szczególną uwagę kwestii
ekumenicznej. Czyż bowiem może być lepsza sposobność niż wspólne
świętowanie narodzin Chrystusa do wyrażenia poparcia dla dążenia do pełnej
jedności? Podjęto w tym celu wiele działań, a szczególnie wyraziste pozostaje
wspomnienie spotkania ekumenicznego w Bazylice św. Pawła 18 stycznia 2000 r.,
kiedy to po raz pierwszy w dziejach Drzwi Święte zostały otwarte
wspólnie przez Następcę Piotra, Prymasa Anglikańskiego i Metropolitę z
Ekumenicznego Patriarchatu Konstantynopola, w obecności przedstawicieli
Kościołów i Wspólnot kościelnych z całego świata. W tym samym duchu odbyły się
też inne doniosłe spotkania z Patriarchami prawosławnymi i Zwierzchnikami
innych Wyznań chrześcijanskich. Szczególnie żywo wspominam niedawną wizytę Jego
Świątobliwości Karekina II, Najwyższego Patriarchy-Katolikosa wszystkich
Ormian. Ponadto liczni wierni z innych Kościołów i Wspólnot kościelnych
uczestniczyli w poszczególnych spotkaniach jubileuszowych. Oczywiście,
ekumeniczna droga przed nami jest nadal trudna i być może długa, ale ożywia nas
nadzieja, że będzie nam przewodzić obecność Zmartwychwstałego i niewyczerpana
moc Ducha Świetego, zdolnego zsyłać nam nieustannie to, czego nawet się nie spodziewamy.
Pielgrzymka do
Ziemi Świętej
13. Czyż
mógłbym też nie wspomnieć o «moim» osobistym Jubileuszu obchodzonym na
drogach Ziemi Świętej? Pragnąłem go rozpocząć od Ur chaldejskiego, aby
jakby namacalnie przejść śladami Abrahama «ojca naszej wiary» (por. Rz 4,
11-16). Musiałem jednak zadowolić się jedynie duchową wędrówką, podczas
sugestywnej «Liturgii Słowa» celebrowanej 23 lutego w watykanskiej Auli Pawła
VI. Niedługo potem miała miejsce już prawdziwa pielgrzymka szlakiem wyznaczonym
przez historię zbawienia. Z radością stanąłem na Górze Synaj, w scenerii, która
towarzyszyła przekazaniu daru Dekalogu i zawarciu pierwszego Przymierza.
Miesiąc później na nowo wyruszyłem w drogę, aby zatrzymać się na Górze Nebo, a
następnie udać się do miejsc, które uświęcił swą obecnością Odkupiciel. Trudno
wyrazić wzruszenie, jakiego doznałem, gdy dane mi było uczcić miejsca narodzin
i życia Chrystusa w Betlejem i w Nazarecie, gdy sprawowałem Eucharystię w
Wieczerniku, czyli właśnie tam, gdzie została ustanowiona, i gdy rozważałem
tajemnicę Krzyża na Golgocie, gdzie On oddał za nas życie. W tamtych miejscach,
nadal bardzo niespokojnych i także w ostatnim okresie boleśnie dotkniętych przemocą,
spotkałem się z niezwykłą gościnnością nie tylko ze strony synów Kościoła, ale
także społeczności izraelskiej i palestyńskiej. Przejmującym przeżyciem była
też dla mnie modlitwa przy Ścianie Płaczu oraz wizyta w Mauzoleum Yad Vashem,
które jest wstrząsającym pomnikiem ofiar nazistowskich obozów zagłady.
Pielgrzymka ta była doświadczeniem braterstwa i pokoju, które chętnie wspominam
jako jeden z najpiękniejszych owoców jubileuszowych obchodów. Odtwarzając w
myśli klimat tamtych dni, pragnę wyrazić z serca płynące życzenie, aby jak
najszybciej znaleziono sprawiedliwe rozwiązanie problemów nadal nękających te
święte miejsca, równie drogich żydom, chrześcijanom i muzułmanom.
Zadłużenie
zagraniczne krajów
14. Jubileusz
stał się także - nie mogło przecież być inaczej - wielkim czasem miłosierdzia.
Już w latach przygotowań wzywałem do okazywania większej wrażliwości na
problemy ubóstwa, które nadal nękają świat, wyrażającej się w konkretnym
działaniu. Szczególne znaczenie zyskał w tym kontekście problem zadłużenia
zagranicznego krajów ubogich. Gest wielkoduszności wobec tych ostatnich
wpisywał się w logikę samego Jubileuszu, gdyż w swoim pierwotnym kształcie
biblijnym był on właśnie czasem, w którym społeczność starała się przywrócić
sprawiedliwość i solidarność w relacjach między ludźmi, zwracając wszystkim
także odebrane wcześniej dobra materialne. Z satysfakcją obserwuję, że w
ostatnim okresie parlamenty wielu państw wierzycielskich podjęły decyzje o
istotnej redukcji zadłużenia dwustronnego, ciążącego na krajach najuboższych i
najbardziej zadłużonych. Mam nadzieję, że rządy tych państw w najbliższym
czasie zrealizują decyzje swoich parlamentów. Dość trudna okazała się natomiast
kwestia zadłużenia wielostronnego, zaciągniętego przez kraje najuboższe wobec
międzynarodowych instytucji finansowych. Wypada sobie życzyć, aby państwa
wchodzące w skład tych instytucji, zwłaszcza te, które mają największy wpływ na
podejmowane decyzje, zdołały osiągnąć niezbędne porozumienie i znaleźć dla tego
problemu szybkie rozwiązanie. Od niego bowiem zależy dalszy rozwój wielu
krajów, decydujący o sytuacji ekonomicznej i życiowej milionów ludzi.
Nowe energie
15.
Przedstawiłem tutaj tylko niektóre najwazniejsze zarysy doświadczenia
jubileuszowego. Pozostawiło nam ono wiele wspomnień. Gdybyśmy jednak mieli
wyrazić najzwięźlej samą istotę wielkiego dziedzictwa Jubileuszu, nie wahałbym
się stwierdzić, że jest nią kontemplacja oblicza Chrystusa:
Chrystusa, którego postrzegamy jako postać historyczną i jako tajemnicę, i
którego wieloraką obecność przeżywamy w Kościele i w świecie, wyznając, że On
jest sensem historii i światłem na naszej drodze.
Teraz winniśmy
spojrzeć w przyszłość, «wypłynąć na głębię», ufając słowu Chrystusa: Duc
in altum! To, czego dokonaliśmy w minionym roku, nie upoważnia nas
bynajmniej do jakiegoś zwyczajnego zadowolenia, ani tym bardziej nie pozwala
nam zaniechać dalszych działań. Przeciwnie, dotychczasowe doświadczenia
powinny wzbudzić nowe energie, nakłaniając nas, byśmy wyrazili
entuzjazm w konkretnych przedsięwzieciach. Jezus sam napomina nas: «Ktokolwiek
przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa
Bożego» (Łk 9, 62). W służbie Królestwu nie ma czasu, aby oglądać
się za siebie, a tym bardziej aby oddawać się bezczynności. Czeka nas wiele
zadań, musimy zatem opracować skuteczny program duszpasterski na okres po
Jubileuszu.
Ważne jest
jednak, aby wszystko co z Bożą pomocą postanowimy, było głęboko zakorzenione w
kontemplacji i w modlitwie. Żyjemy w epoce nieustannej aktywności, która często
staje się gorączkowa i łatwo może się przerodzić w «działanie dla działania».
Musimy opierać się tej pokusie i starać się najpierw «być», zanim zaczniemy
«działać». Przypomnijmy tu słowa, jakimi Jezus napomniał Martę: «Marto, Marto,
troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba [mało albo] tylko jednego» (Łk 10,
41-42). W tym duchu, zanim poddam wam pod rozwagę pewne propozycje działania,
pragnę podzielić się z wami kilkoma refleksjami nad tajemnicą Chrystusa, który
jest jedynym fundamentem całej naszej działalności duszpasterskiej.
II
Oblicze do kontemplacji
16. «Chcemy
ujrzeć Jezusa» (J 12, 21). Duchowe echo tej prośby, skierowanej do
apostoła Filipa przez kilku Greków, którzy przybyli do Jerozolimy z pielgrzymką
paschalną, rozbrzmiewało w naszych uszach także w minionym Roku Jubileuszowym.
Podobnie jak tamci pielgrzymi sprzed dwóch tysięcy lat, także ludzie naszych
czasów, choć może nie zawsze świadomie, proszą dzisiejszych chrześcijan, aby
nie tylko «mówili» o Chrystusie, ale w pewnym sensie pozwolili im Go
«zobaczyć». A czyż zadanie Kościoła nie polega właśnie na tym, że ma on
odzwierciedlać światłość Chrystusa we wszystkich epokach dziejów i sprawiać,
aby blask Jego oblicza zajaśniał także pokoleniom nowego tysiąclecia?
Nasze
świadectwo byłoby jednak niedopuszczalnie ubogie, gdybyśmy my sami jako pierwsi
nie byli tymi, którzy kontemplują oblicze Chrystusa. Wielki
Jubileusz z pewnością dopomógł nam stać się nimi w głębszym sensie. Gdy po
zakończeniu Jubileuszu powracamy na zwyczajną drogę, niosąc w sercu całe
bogactwo doświadczeń, jakich zaznaliśmy w tym niezwykłym okresie, bardziej niż
kiedykolwiek wpatrujemy się w oblicze Pana.
Świadectwo
Ewangelii
17.
Kontemplacja oblicza Chrystusa winna czerpać inspirację z tego, co mówi o Nim
Pismo Święte, które od pierwszej do ostatniej strony przeniknięte jest Jego
tajemnicą, ukazywaną w niejasnym zarysie w Starym Testamencie, a w pełni
objawioną w Nowym, co pozwala św. Hieronimowi orzec stanowczo, że «nieznajomość
Pisma to nieznajomość samego Chrystusa».8 Zachowując
więź z Pismem Świętym, otwieramy się na działanie Ducha (por. J 15,
26), z którego teksty biblijne biorą początek, a zarazem na świadectwo
Apostołów (por. J 15, 27), którzy bezpośrednio
zetknęli się z Chrystusem, Słowem życia, widzieli Go na własne oczy, słyszeli
własnymi uszami, dotykali rękoma (por. 1 J 1, 1).
Za
pośrednictwem Apostołów dotarła do nas ich wizja wiary potwierdzona przez
konkretne świadectwo historyczne: świadectwo prawdziwe, które Ewangelie - choć
poddane zostały złożonemu procesowi redakcyjnemu i choć miały służyć przede
wszystkim katechezie - przekazują nam w sposób w pełni wiarygodny.9
18. Ewangelie
bowiem nie chcą uchodzić za wyczerpującą biografię Jezusa, odpowiadającą normom
współczesnych nauk historycznych. Mimo to wyłaniające się z nich
oblicze Nazarejczyka ma solidny fundament historyczny, ponieważ tworząc go
Ewangeliści starali się gromadzić wiarygodne świadectwa (por. Łk 1,
3) i opierać się na dokumentach, które poddane zostały wnikliwemu rozeznaniu
Kościoła. Właśnie z tych najwcześniejszych świadectw zaczerpnęli i pod wpływem
oświecającego działania Ducha Świętego pojęli po ludzku zaskakującą prawdę o
dziewiczych narodzinach Jezusa z Maryi, małżonki Józefa. Od tych, którzy znali
Go w okresie około trzydziestu lat, jakie spędził w Nazarecie (por. Łk 3,
23), uzyskali wiadomości o życiu tego «syna cieśli» (Mt 13, 55),
który sam stał się «cieślą» i którego powiązania rodzinne były wszystkim
wiadome (por. Mk 6, 3). Zdobyli świadectwa o Jego
religijności, która kazała Mu udawać się wraz z krewnymi z doroczną pielgrzymką
do świątyni jerozolimskiej (por. Łk 2,41), a przede wszystkim
skłaniała do częstego odwiedzania synagogi w rodzinnym mieście (por. Łk 4,
16).
Wiadomości
stają się później bogatsze - choć nadal nie składają się na systematyczną i
szczegółową relację - gdy przechodzimy do okresu działalności publicznej,
rozpoczynającej się w momencie, kiedy młody Galilejczyk przyjmuje w Jordanie
chrzest od Jana Chrzciciela, a umocniony świadectwem z wysoka i świadomością,
że jest «synem umiłowanym» (Łk 3, 22), zaczyna przepowiadać
nadejście Królestwa Bożego, nauczając o jego zasadach i jego mocy słowami oraz
poprzez znaki łaski i miłosierdzia. Ewangelie zatem ukazują Go nam, jak
przemierza miasta i wioski, prowadząc z sobą dwunastu Apostołów, których sam
wybrał (por. Mk 3, 13-19), oraz grupę kobiet, które im
usługują (por. Łk 8, 2-3), i przyciągając tłumy, które Go
szukają i idą za Nim, chorych, którzy pragną zaznać Jego uzdrawiającej mocy, i
rozmówców, którzy z różnym pożytkiem słuchają Jego słów.
Ewangeliczna
relacja skupia się potem na opisie narastającego napięcia, jakie wytwarza się
między Jezusem a głównymi ugrupowaniami religijnymi Jego epoki, aż po
ostateczny konflikt, którego dramatyczny epilog dokonuje się na Golgocie. Jest
to godzina ciemności, po której wschodzi nowa, promienna jutrzenka
nieprzemijającego dnia. Końcowe rozdziały Ewangelii ukazują zatem Nazarejczyka
jako zwycięzcę śmierci, opisują Jego pusty grób i idą za Nim szlakiem kolejnych
objawień, w których uczniowie, najpierw pełni wątpliwości i zdumienia, a potem
niewymownej radości, spotykają Go żywego i jaśniejącego chwałą, otrzymują od
Niego dar Ducha Świętego (por. J 20, 22) oraz nakaz głoszenia
Ewangelii «wszystkim narodom» (por. Mt 28, 19).
Droga wiary
19.
«Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana» (J 20, 20). Oblicze, które Apostołowie oglądali po
zmartwychwstaniu, było obliczem tego samego Jezusa, z którym przebywali przez
mniej więcej trzy lata, a który teraz ukazywał im «ręce i bok» (tamże),
aby przyjęli zdumiewającą prawdę o Jego nowym życiu. Zapewne niełatwo im było
wierzyć. Uczniowie z Emaus uwierzyli dopiero po pokonaniu żmudnej drogi
duchowej (por. Łk 24, 13-35). Apostoł Tomasz uwierzył jedynie
wówczas, gdy sam zetknął się z tą cudowną obecnością (por. J 20,
24-29). W rzeczywistości jednak, choć można było oglądać ciało Jezusa i dotykać
go, jedynie wiara zdolna była przeniknąć do końca tajemnicę tego
oblicza. Uczniowie musieli już tego doświadczyć w okresie ziemskiego życia
Chrystusa, szukając odpowiedzi na pytania, jakie powstawały w ich umysłach,
ilekroć zastanawiali się nad Jego czynami i słowami. Do Jezusa nie można
dotrzeć inaczej jak tylko przez wiarę, pokonując drogę, której etapy zdaje się
wskazywać sama Ewangelia w znanym opisie rozmowy, do jakiej doszło w Cezarei
Filipowej (por. Mt 16, 13-20). Dokonując tam jak gdyby
pierwszego podsumowania swej misji, Jezus pyta uczniów, za kogo uważają Go
ludzie, i w odpowiedzi słyszy, że «jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza,
jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków» (Mt 16, 14).
Odpowiedź z pewnością budująca, ale odległa jeszcze - i to jak bardzo - od
prawdy. Lud przeczuwa, że ten rabbi, umiejący tak porywająco
przemawiać, ma nadzwyczajną rangę religijną, ale nie potrafi postawić Go ponad
mężami Bożymi, którzy wystąpili już wcześniej w dziejach Izraela. W
rzeczywistości Jezus jest kimś zupełnie innym! Właśnie tego wyższego stopnia
poznania, które dociera do Jego głębokiej tożsamości, oczekuje On od «swoich»:
«A wy za kogo Mnie uważacie?» (Mt 16, 15). Tylko wiara, jaką
wyznaje Piotr, a wraz z nim Kościół wszystkich czasów, trafia odpowiedzią w
sedno prawdy, przenikając do głębi tajemnicy: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga
żywego» (Mt 16, 16).
20. W jaki
sposób Piotr doszedł do tej wiary? I czego żąda się od nas, jeśli chcemy z
coraz większym przekonaniem iść jego śladami? Mateusz udziela nam cennej
wskazówki w słowach, którymi Jezus odpowiada na wyznanie Piotra: «nie objawiły
ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie» (16, 17). Wyrażenie
«ciało i krew» oznacza człowieka i zwyczajną drogę poznania. W odniesieniu do
Jezusa ta zwyczajna droga nie wystarcza. Niezbędna jest łaska «objawienia»,
która pochodzi od Ojca (por. tamże). W tym samym kierunku zmierza
wskazówka, jaką daje nam Łukasz, odnotowując, że ów dialog z uczniami odbył się
w chwili, gdy Jezus «modlił się na osobności» (Łk 9, 18). Wspólnym
celem obydwu tych wskazówek jest uświadomienie nam, że do pełnej kontemplacji
oblicza Pańskiego nie możemy dojść o własnych siłach, ale jedynie poddając się
prowadzeniu łaski. Tylko doświadczenie milczenia i modlitwy stwarza
odpowiednie podłoże, na którym może dojrzeć i rozwinąć się bardziej prawdziwe,
adekwatne i spójne poznanie tajemnicy, najwznioślej wyrażonej w dobitnych
słowach ewangelisty Jana: «A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I
ogladaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen
łaski i prawdy » (J 1, 14).
Głębia
tajemnicy
21. Słowo i
ciało, chwała Boża i jej mieszkanie między ludźmi! Właśnie w głębokiej
i nierozdzielnej jedności tych dwóch przeciwieństw zawiera się
tożsamość Chrystusa, zgodnie z klasyczną formułą Soboru Chalcedońskiego (451
r.): «jedna osoba w dwóch naturach». Jedną osobą jest Osoba odwiecznego Słowa,
Syna Ojca. Dwie natury, w żaden sposób nie zmieszane, ale też absolutnie
nierozdzielne, to natura boska i ludzka.10
Jesteśmy
świadomi ograniczoności naszych pojęć i naszych słów. Przytoczona formuła,
aczkolwiek stworzona przez ludzi, zawiera jednak starannie wyważoną treść
doktrynalną i pozwala nam przybliżyć się niejako do krawędzi niezgłębionej
tajemnicy. Tak, Jezus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem! Chrystus
nieustannie wzywa Kościół, tak jak kiedyś apostoła Tomasza, aby dotykał Jego
ran, to znaczy uznawał Jego pełne człowieczeństwo przejęte od Maryi, ofiarowane
w chwili śmierci, przemienione przez zmartwychwstanie: «Podnieś tutaj swój
palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku» (J 20,
27). Kościół, podobnie jak Tomasz, klęka ze czcią przed Zmartwychwstałym,
otoczonym pełnią boskiej chwały, i woła bezustannie: «Pan mój i Bóg mój!» (J 20,
28).
22. «Słowo
stało się ciałem» (J 1, 14). Ta zdumiewająca Janowa wizja tajemnicy
Chrystusa znajduje potwierdzenie w całym Nowym Testamencie. W tym samym
kierunku zmierza także apostoł Paweł, gdy mówi o Synu Bożym «pochodzącym według
ciała z rodu Dawida » (Rz 1, 3; por. 9, 5). Chociaż dzisiaj, pod
wpływem racjonalizmu, oddziałującego skrycie na znaczną część współczesnej
kultury, trudność sprawia przede wszystkim wiara w Bóstwo Chrystusa, w innych
kontekstach historycznych i kulturowych występowała raczej tendencja do
umniejszania lub relatywizowania historyczności człowieczeństwa Jezusa.
Jednakże według wiary Kościoła kluczowe i nieodzowne jest twierdzenie, że Słowo
naprawdę «stało się ciałem» i przyjęło wszystkie wymiary
człowieczeństwa z wyjątkiem grzechu (por. Hbr 4, 15).
W tej perspektywie Wcielenie jawi się rzeczywiście jako kenoza,
czyli «ogołocenie się» Syna Bożego z chwały, jaką On odwiecznie posiada
(por. Flp 2, 6-8; 1 P 3, 18).
Z drugiej
strony to uniżenie się Syna Bożego nie jest celem samym dla siebie; zmierza
raczej do otoczenia chwałą Chrystusa także w Jego człowieczeństwie: «Dlatego
też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na
imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i
podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem - ku
chwale Boga Ojca» (Flp 2, 9-11).
23. «Szukam, o
Panie, Twojego oblicza» (Ps 27 [26], 8). Ta tęsknota Psalmisty
sprzed stuleci nie mogła doczekać się wspanialszego i bardziej zdumiewającego
zaspokojenia niż kontemplacja oblicza Chrystusa. W Nim Bóg naprawdę
pobłogosławił nam i sprawił, że «Jego oblicze zajaśniało» nad nami (por. Ps 67
[66], 3). A jednocześnie, będąc Bogiem i człowiekiem, Chrystus ukazuje nam też
prawdziwe oblicze człowieka, «objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi».11
Jezus jest
«nowym człowiekiem» (por. Ef 4, 24; Kol 3,
10), który wzywa odkupioną ludzkość do udziału w Jego Boskim życiu. W tajemnicy
Wcielenia położone zostały podwaliny antropologii, która zdolna jest
przekroczyć własne ograniczenia i sprzeczności, zmierzając ku samemu Bogu, a
nawet więcej - ku «przebóstwieniu » poprzez wszczepienie w Chrystusa człowieka
odkupionego, dopuszczonego do udziału w życiu trynitarnym. Ojcowie Kościoła
kładli wielki nacisk na ten soteriologiczny wymiar tajemnicy Wcielenia: tylko
dlatego, że Syn Boży stał się naprawdę człowiekiem, człowiek może - w Nim i
przez Niego - stać się naprawdę dzieckiem Bożym.12
Oblicze Syna
24. Ta
Bosko-ludzka tożsamość wyłania się bardzo wyraźnie z Ewangelii: znajdujemy w
nich cały zespół elementów, wprowadzających nas na «pogranicze» tajemnicy,
którym jest samoświadomość Chrystusa. Kościół nie ma wątpliwości,
że dzięki natchnieniu z Wysoka Ewangeliści, przytaczając w swoich relacjach
słowa Jezusa, poprawnie ujęli prawdę o Jego Osobie oraz Jego świadomość tejże
prawdy. Czyż nie to właśnie chce nam powiedzieć Łukasz, zapisując pierwsze
słowa zaledwie dwunastoletniego Jezusa wypowiedziane w świątyni jerozolimskiej?
Wydaje się, że już w tym momencie ma On świadomość, że łączy Go z Bogiem
wyjątkowa więź, to znaczy więź właściwa «synowi». Kiedy bowiem Matka zwraca Mu
uwagę, z jakim niepokojem szukała Go wraz z Józefem, Jezus odpowiada bez
wahania: «Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w
tym, co należy do mego Ojca? » (Łk 2,49). Nic dziwnego zatem, że w
wieku dojrzałym język Jezusa jednoznacznie wyraża głębię Jego tajemnicy, na co
obfitych świadectw dostarczają zarówno Ewangelie synoptyczne (por. Mt 11,
27; Łk 10, 22), jak i przede wszystkim ewangelista Jan. W
samoświadomości Jezusa nie ma miejsca na żadne wątpliwości: « Ojciec jest we
Mnie, a Ja w Ojcu» (J 10, 38).
Wolno sądzić,
że skoro Jezus jako człowiek wzrastał «w mądrości, w latach i w łasce» (Łk 2,
52), to również Jego ludzka świadomość własnej tajemnicy rozwijała się
stopniowo, aż wyraziła się w pełni w Jego uwielbionym człowieczeństwie; mimo to
nie ulega wątpliwości, że w swoim doczesnym życiu miał On świadomość swej
tożsamości Syna Bożego. Podkreśla to Jan, posuwając się wręcz do stwierdzenia,
że w istocie rzeczy właśnie dlatego Jezus został odrzucony i potępiony:
próbowano Go zabić, «bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga
nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu» (J 5, 18). W
Getsemani i na Golgocie ludzka świadomość Jezusa zostanie poddana
najtrudniejszej próbie. Ale nawet dramat męki i śmierci nie zdoła podważyć Jego
niewzruszonej pewności, że jest Synem Ojca niebieskiego.
Oblicze
cierpiące
25.
Kontemplacja oblicza Jezusa pozwala nam zatem zbliżyć się do najbardziej
paradoksalnego aspektu Jego tajemnicy, który ujawnia się w ostatniej
godzinie, w godzinie Krzyża. Jest to tajemnica w tajemnicy, którą człowiek może
jedynie adorować na kolanach.
Stoi nam przed
oczyma przejmująca scena konania w Ogrójcu. Jezus, przygnębiony wizją
oczekującej Go próby, stojąc samotnie przed obliczem Boga przyzywa Go jak
zawsze imieniem wyrażającym czułość i poufałość: «Abba, Ojcze». Prosi Go, aby
oddalił od Niego - jeśli to możliwe - kielich cierpienia (por. Mk 14,
36). Jak się jednak wydaje, Ojciec nie chce wysłuchać prośby Syna. Aby na nowo
ukazać człowiekowi oblicze Ojca, Jezus musiał nie tylko przyjąć ludzkie
oblicze, ale obarczyć się nawet «obliczem» grzechu. « On to dla nas grzechem
uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością
Bożą» (2 Kor 5, 21).
Nigdy nie
przestaniemy badać nieprzeniknionej głębi tej tajemnicy. Ten paradoks ujawnia
się z całą ostrością w okrzyku bólu, na pozór rozpaczliwym, jaki Jezus wydaje
na krzyżu: «Eloi, Eloi, lema sabachthani, to znaczy: Boże mój, Boże mój,
czemuś Mnie opuścił?» (Mk 15, 34). Czyż można sobie wyobrazić
większą udrękę i ciemność bardziej mroczną? W rzeczywistości owo bolesne
«dlaczego?» skierowane do Ojca i wypowiedziane pierwszymi słowami
Psalmu 22, choć oddaje w pełni rzeczywistość nieopisanego bólu,
zostaje rozjaśnione przez sens całej tej modlitwy, w której Psalmista wyraża w
przejmującym splocie uczuć jednocześnie boleść i ufność. W dalszej części
Psalmu czytamy bowiem: «Tobie zaufali nasi przodkowie, zaufali, a Tyś ich
uwolnił; (...) Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko, a nie ma
wspomożyciela» (22 [21], 5. 12).
26. Okrzyk
Jezusa na krzyżu, drodzy Bracia i Siostry, nie wyraża zatem lęku i rozpaczy,
ale jest modlitwą Syna Bożego, który z miłości oddaje swe życie Ojcu dla
zbawienia wszystkich. W chwili, gdy utożsamia się z naszym grzechem,
«opuszczony» przez Ojca, Jezus «opuszcza» samego siebie, oddając się w ręce
Ojca. Jego oczy pozostają utkwione w Ojcu. Właśnie ze względu na tylko Jemu
dostępne poznanie i doświadczenie Boga nawet w tej chwili ciemności Jezus
dostrzega wyraźnie cały ciężar grzechu i cierpi z jego powodu. Tylko On, który
widzi Ojca i w pełni się Nim raduje, rozumie do końca, co znaczy sprzeciwiać
się Jego miłości przez grzech. Jego męka jest przede wszystkim straszliwą
udręką duchową, dotkliwszą nawet niż cierpienie cielesne. Tradycja teologiczna
nie uchyliła się przed pytaniem, w jaki sposób Jezus mógł przeżywać
jednocześnie głębokie zjednoczenie z Ojcem, który ze swej natury jest źródłem
radości i szczęścia, oraz mękę konania aż po ostateczny okrzyk opuszczenia.
Współobecność tych dwóch wymiarów na pozór niemożliwych do połączenia jest w
rzeczywistości zakorzeniona w nieprzeniknionej głębi unii hipostatycznej.
27. W obliczu
tej tajemnicy cenną pomocą może nam służyć - obok refleksji teologicznej - owo
wielkie dziedzictwo, jakim jest « teologia życia» Świętych. Święci
udzielają nam wartościowych wskazań, które pozwalają nam łatwiej przyswoić
sobie intuicje wiary, a to dzięki szczególnemu światłu, jakie niektórzy z nich
otrzymali od Ducha Świętego, czasem nawet poprzez osobiste przeżycie owego
straszliwego doświadczenia próby, które tradycja mistyczna opisuje jako «noc
ciemną». Nierzadko święci doznawali czegoś podobnego do doświadczenia
Jezusa na krzyżu, które polega na paradoksalnym połączeniu szczęścia i
cierpienia. W Dialogu o Bożej Opatrzności Bóg Ojciec
ukazuje Katarzynie ze Sieny, że w świętych duszach może być
jednocześnie obecna radość i cierpienie: «Dusza zatem pozostaje szczęśliwa i
bolejąca: bolejąca z powodu grzechów bliźniego, szczęśliwa dzięki zjednoczeniu
i serdecznej miłości, jaką sama otrzymała. Święci naśladują niepokalanego
Baranka, mego Jednorodzonego Syna, który wisząc na krzyżu był szcześliwy i
cierpiący».13 W
ten sam sposób Teresa z Lisieux przeżywa swoją agonię w
zjednoczeniu z konaniem Jezusa, doświadczając w sobie samej tegoż właśnie
paradoksu Jezusa jednocześnie szczęśliwego i udręczonego: «Pan nasz w Ogrójcu
zaznawał wszelkich radości Trójcy, ale Jego konanie nie było przez to mniej okrutne.
Jest to tajemnica, ale zapewniam, że rozumiem ją po trochu dzięki temu, czego
sama doświadczam».14 To
świadectwo wiele wyjaśnia! Sama zresztą relacja ewangelistów stwarza podstawę
do takiego rozumienia przez Kościół świadomości Chrystusa, kiedy przypomina, że
choć Jezus umierał pograżony w otchłani cierpienia, modlił się jeszcze o
przebaczenie dla swoich oprawców (por. Łk 23, 34) i w
ostatniej chwili zwracał się do Ojca ze słowami synowskiego zawierzenia:
«Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego» (Łk 23, 46).
Oblicze
Zmartwychwstałego
28. Tak jak w
Wielki Piątek i w Wielką Sobotę, Kościół nadal kontempluje nieustannie to
zakrwawione oblicze, w którym ukryte jest życie Boże, a światu zostaje
ofiarowane zbawienie. Jednakże ta kontemplacja oblicza Chrystusa nie może
zatrzymać się na wizerunku Ukrzyżowanego. Chrystus jest
Zmartwychwstałym! Gdyby tak nie było, próżne byłoby nasze przepowiadanie i
próżna nasza wiara (por. 1 Kor 15, 14). Zmartwychwstanie było
odpowiedzią Ojca na posłuszeństwo Chrystusa, jak przypomina List do
Hebrajczyków: «Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On
gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został
wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się
posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą
zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają» (5, 7-9).
Właśnie w
Chrystusa zmartwychwstałego wpatruje się dzisiaj Kościół. Czyni to idąc śladami
Piotra, który łzami okupił swoje zaparcie się Chrystusa i znów poszedł za Nim,
wyznając Mu - ze zrozumiałą bojaźnią - swą miłość: «Panie, Ty wiesz, że Cię
kocham» (J 21, 15-17). Czyni to stając u boku Pawła, który spotkał
Chrystusa na drodze do Damaszku i został oślepiony Jego blaskiem: «Dla mnie
bowiem żyć - to Chrystus, a umrzeć - to zysk » (Flp 1, 21).
W dwa tysiące
lat po tych wydarzeniach Kościół przeżywa je tak, jak gdyby dokonały się
dzisiaj. Jako Oblubienica Chrystusa kontempluje w Jego obliczu swój skarb i
swoją radość. «Dulcis Iesu memoria, dans vera cordis gaudia»: jakże
słodko jest wspominać Jezusa, źródło prawdziwej radości serca! Pokrzepiony tym
doświadczeniem, Kościół wyrusza dziś w dalszą drogę, aby głosić Chrystusa
światu na początku trzeciego tysiąclecia: On jest «wczoraj i dziś, ten sam
także na wieki» (Hbr 13, 8).
III
Na nowo rozpoczynać od Chrystusa
29. «A oto Ja
jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata» (Mt 28,
20). Drodzy Bracia i Siostry, to przeświadczenie towarzyszyło Kościołowi przez
dwa tysiąclecia, teraz zaś zostało na nowo rozbudzone w naszych sercach przez
obchody jubileuszowe. Z niego to winniśmy czerpać nowe energie dla
chrześcijańskiego życia, czyniąc je wręcz źródłem natchnienia dla naszego
postępowania. Ze świadomością tej obecności wśród nas zmartwychwstałego
Chrystusa stawiamy sobie dzisiaj pytanie, jakie zadano Piotrowi w Jerozolimie
zaraz po jego mowie wygłoszonej w dniu Pięćdziesiątnicy: «Cóż mamy czynić?»
(por. Dz 2,37).
Zadajemy to
pytanie pełni ufności i optymizmu, chociaż nie lekceważymy trudności. Nie
ulegamy bynajmniej naiwnemu przekonaniu, że można znaleźć jakąś magiczną
formułę, która pozwoli rozwiązać wielkie problemy naszej epoki. Nie, nie zbawi
nas żadna formuła, ale konkretna Osoba oraz pewność, jaką Ona nas
napełnia: Ja jestem z wami!
Nie trzeba
zatem wyszukiwać «nowego programu». Program już istnieje: ten sam co zawsze,
zawarty w Ewangelii i w żywej Tradycji. Jest on skupiony w istocie rzeczy wokół
samego Chrystusa, którego mamy poznawać, kochać i naśladować, aby żyć w Nim
życiem trynitarnym i z Nim przemieniać historię, aż osiągnie swą pełnię w
niebiańskim Jeruzalem. Program ten nie zmienia się mimo upływu czasu i ewolucji
kultur, chociaż bierze pod uwagę epokę i kulturę, aby możliwy był prawdziwy
dialog i rzeczywiste porozumienie. Ten właśnie niezmienny program jest naszym
programem na trzecie tysiąclecie.
Jest jednak
konieczne, aby znalazł on wyraz we wskazaniach duszpasterskich
dostosowanych do sytuacji każdej wspólnoty. Jubileusz dał nam niezwykłą
sposobność, by przez kilka lat przygotowywać się do niego przez wspólną dla
całego Kościoła katechezę o tematyce trynitarnej, której towarzyszyły konkretne
działania duszpasterskie, mające umożliwić owocne przeżycie tego wydarzenia.
Dziękuję za serdeczną życzliwość, z jaką została powszechnie przyjęta
propozycja przedstawiona przeze mnie w Liście apostolskim Tertio
millennio adveniente. Teraz jednak nie stoi już przed nami żaden doraźny
cel, ale otwiera się szersze i wymagające takiego samego wysiłku pole
zwyczajnego duszpasterstwa. W ramach wyznaczonych przez uniwersalne i
niepodważalne zasady jedyny program Ewangelii musi się nadal ucieleśniać - jak
dzieje się od początku - w historycznej rzeczywistości każdej wspólnoty
kościelnej. Właśnie w Kościołach lokalnych można określić
konkretne elementy programu - cele i metody pracy, zasady formacji i
doskonalenia duszpasterzy i ich współpracowników, sposoby poszukiwania
potrzebnych środków - dzięki którym orędzie Chrystusa może docierać do ludzi,
kształtować wspólnoty, głęboko na nie oddziaływać poprzez świadectwo o
wartościach ewangelicznych, składane także w życiu społecznym i kulturze.
Usilnie
zachęcam zatem Pasterzy Kościołów partykularnych, aby z pomocą różnych
środowisk Ludu Bożego z ufnością wytyczali etapy przyszłej drogi, uzgadniając
zamierzenia poszczególnych wspólnot diecezjalnych z Kościołami sąsiednimi oraz
z całym Kościołem powszechnym.
Osiągnięcie
takiej zgodności będzie z pewnością łatwiejsze dzięki powszechnej już praktyce
kolegialnej współpracy biskupów w ramach Konferencji Episkopatów i Synodów.
Czyż nie taki był też cel zgromadzeń kontynentalnych Synodu biskupów, które
obradowały w okresie przygotowań do Jubileuszu, wskazując najważniejsze
kierunki głoszenia dzisiaj Ewangelii w wielorakich kontekstach i w różnych
kulturach? Ten bogaty dorobek refleksji synodalnej nie powinien zostać
zmarnowany, lecz podjęty jako podstawa konkretnych działań.
Czeka nas
zatem porywające zadanie - mamy podjąć na nowo pracę duszpasterską. To zadanie
dotyczy nas wszystkich. Pragnę jednak zwrócić uwagę - abyśmy mogli wspólnie się
ubogacić i ustalić kierunki działania - na pewne priorytety
duszpasterskie, które dostrzegłem szczególnie wyraźnie właśnie dzięki
doświadczeniu Jubileuszu.
Świętość
30. Od razu na
początku trzeba stwierdzić, że perspektywą, w którą winna być wpisana cała
działalność duszpasterska, jest perspektywa świetości. Czyż nie
taki jest najgłębszy sens jubileuszowego odpustu jako specjalnej łaski
ofiarowanej nam przez Chrystusa, aby życie każdego ochrzczonego mogło się
oczyścić i głęboko odnowić?
Ufam, że wielu
z tych, którzy uczestniczyli w Jubileuszu, zaznało tej łaski, zachowując pełną
świadomość wymagań, jakie ona stawia. Skoro zakończył się Jubileusz, powracamy
na zwyczajną drogę, ale prowadzenie do świętości pozostaje szczególnie pilnym
zadaniem duszpasterskim.
Trzeba zatem
odkryć ponownie całe bogactwo treści programowych V rozdziału Konstytucji
dogmatycznej o Kościele Lumen gentium, poświeconego «powszechnemu
powołaniu do świetości». Jeśli Ojcowie soborowi położyli taki nacisk na tę
problematykę, to nie po to, aby nadać eklezjologii coś w rodzaju duchowego
szlifu, ale aby uwypuklić jej wewnętrzną i istotną dynamikę. Ponowne odkrycie
Kościoła jako «tajemnicy», czyli jako ludu «zjednoczonego jednością Ojca i
Syna, i Ducha Świętego»,15 musiało
doprowadzić także do ponownego odkrycia jego «świętości», pojmowanej w
podstawowym znaczeniu jako przynależność do Tego, który jest w najgłębszym
sensie Święty, «po trzykroć Święty» (por. Iz 6, 3). Wyznawać
wiarę w Kościół jako święty znaczy wskazywać jego oblicze Oblubienicy
Chrystusa, dla której On złożył w ofierze samego siebie właśnie po to, aby
ją uświęcić (por. Ef 5, 25-26). Ten dar świętości - by tak
rzec - obiektywnej zostaje ofiarowany każdemu ochrzczonemu.
Dar jednak
staje się z kolei zadaniem, któremu winno być podporządkowane całe życie
chrześcijanina: «Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie» (1 Tes 4,
3). To zadanie nie dotyczy tylko niektórych chrześcijan: «wszyscy chrześcijanie
jakiegokolwiek stanu i zawodu powołani są do pełni życia chrześcijańskiego i do
doskonałości miłości».16
31. Mogłoby
się pozornie wydawać, że przypominanie tej podstawowej prawdy i wskazywanie jej
jako fundamentu programu duszpasterskiego, który mamy opracować na początku
nowego tysiąclecia, ma niewielkie znaczenie praktyczne. Czyż można bowiem
zaprogramować świętość? I co może oznaczać to słowo w kontekście programu
duszpasterskiego?
W
rzeczywistości jednak podporządkowanie programu duszpasterskiego nadrzędnej
idei świetości to decyzja brzemienna w skutki. Wyraża ona przekonanie, że skoro
chrzest jest prawdziwym włączeniem w świętość Boga poprzez wszczepienie w
Chrystusa i napełnienie Duchem Świętym, to sprzeczna z tym byłaby postawa
człowieka pogodzonego z własną małością, zadowalającego się minimalistyczną
etyką i powierzchowną religijnością. Zadać katechumenowi pytanie: «Czy chcesz
przyjąć chrzest?» znaczy zapytać go zarazem: «Czy chcesz zostać świętym?».
Znaczy postawić na jego drodze radykalizm Kazania na Górze: «Bądźcie więc wy
doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski» (Mt 5, 48).
Sobór
wyjaśnił, że nie należy mylnie pojmować tego ideału doskonałości jako swego
rodzaju wizji życia nadzwyczajnego, dostępnego jedynie wybranym «geniuszom»
świętości. Drogi świętości są wielorakie i dostosowane do każdego powołania.
Składam dzięki Bogu za to, że pozwolił mi beatyfikować i kanonizować w
minionych latach tak wielu chrześcijan, a wśród nich licznych wiernych
świeckich, którzy uświęcili się w najzwyklejszych okolicznościach życia.
Dzisiaj trzeba na nowo z przekonaniem zalecać wszystkim dążenie do tej «wysokiej
miary » zwyczajnego życia chrześcijańskiego. Całe życie
kościelnej wspólny i chrześcijańskich rodzin winno zmierzać w tym kierunku. Ale
jest też oczywiste, że istnieją różne indywidualne drogi do świętości,
wymagające prawdziwej pedagogiki świętości, która zdolna jest
dostosować się do rytmu poszczególnych osób. Winna ona łączyć całe bogactwo
propozycji dostępnych dla wszystkich z tradycyjnymi formami pomocy
indywidualnej i grupowej oraz z nowszymi formami udostępnianymi przez
stowarzyszenia i ruchy uznane przez Kościół.
Modlitwa
32.
Podłożem tej pedagogiki świętości powinno być chrześcijaństwo wyróżniające się
przede wszystkim sztuką modlitwy.
Rok jubileuszowy był czasem wytężonej modlitwy indywidualnej i wspólnotowej.
Dobrze jednak wiemy, że także modlitwy nie należy uważać za coś dokonanego.
Modlitwy trzeba się uczyć, wciąż na nowo niejako przyswajając sobie tę sztukę
od samego boskiego Mistrza, jak pierwsi uczniowie: «Panie, naucz nas się
modlić» (Łk 11, 1). W modlitwie toczy się ów dialog z Chrystusem,
dzięki któremu stajemy się Jego przyjaciółmi: « Wytrwajcie we Mnie, a Ja [będę
trwał] w was» (J 15, 4). Ta wzajemność jest samą istotą, jest duszą
życia chrześcijańskiego i warunkiem wszelkiego autentycznego życia
duszpasterskiego. Sprawia ją w nas Duch Święty, ona zaś otwiera nas - przez
Chrystusa i w Chrystusie - na kontemplację oblicza Ojca. Uczyć się tej
trynitarnej logiki chrześcijańskiej modlitwy, przeżywać ją w pełni przede
wszystkim w liturgii, bo ona jest szczytem i źródłem życia Kościoła,17 ale
także w doświadczeniu osobistym - oto jest sekret naprawdę żywego
chrześcijaństwa, które nie musi się obawiać przyszłości, ponieważ nieustannie
powraca do źródeł i z nich czerpie nowe siły.
33. A czyż nie
jest to «znakiem czasu», że mimo rozległych procesów laicyzacji obserwujemy
dziś w świecie powszechną potrzebę duchowości, która w znacznej
mierze ujawnia się właśnie jako nowy głód modlitwy? Także inne
religie, obecne już na szeroką skalę również na terenach od dawna
schrystianizowanych, proponują własne sposoby zaspokojenia tej potrzeby i
czynią to czasem w sposób bardzo przekonujący. My jednak, skoro została nam
dana łaska wiary w Chrystusa, który objawia Ojca i jest Zbawicielem świata, mamy
obowiązek ukazywać, na jaką głębię może nas doprowadzić więź z Nim.
Wielka
tradycja mistyczna Kościoła zarówno Wschodniego, jak i Zachodniego, potrafi nam
wiele powiedzieć na ten temat. Ukazuje ona, że modlitwa może się rozwijać
niczym prawdziwy dialog miłości i doprowadzić do tego, że człowiek zostanie
całkowicie owładnięty przez Boskiego Umiłowanego, że będzie wrażliwy na
wszelkie poruszenia Ducha i z dziecięcą ufnością zawierzy się sercu Ojca. Zazna
wówczas we własnym życiu obietnicy Chrystusa: «Kto (...) Mnie miłuje, ten
będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu
siebie» (J 14, 21). Jest to droga wspomagana nieustannie przez
łaskę, która jednak wymaga zdecydowanego wysiłku duchowego i wiedzie nieraz
przez bolesne doświadczenie oczyszczenia («noc ciemna»), ale na różne możliwe
sposoby doprowadza do niewyrażalnej radości, przeżywanej przez mistyków jako
«unia oblubieńcza». Czyż można tu nie wspomnieć, pośród wielu wspaniałych
świadectw, doktryny św. Jana od Krzyża i św. Teresy z Avilą?
Drodzy Bracia
i Siostry, nasze chrześcijańskie wspólnoty winny zatem stawać się prawdziwymi
«szkołami» modlitwy, w której spotkanie z Jezusem nie polega jedynie na
błaganiu Go o pomoc, ale wyraża się też przez dziękczynienie, uwielbienie,
adorację, kontemplację, słuchanie, żarliwość uczuć aż po prawdziwe «
urzeczenie» serca. Ma to zatem być modlitwa głęboka, która jednak nie
przeszkadza uczestniczyć w sprawach doczesnych, jako że otwierając serce na
miłość Bożą, otwiera je także na miłość do braci i daje nam zdolność
kształtowania historii wedle zamysłu Bożego.18
34. Jest
oczywiste, że do modlitwy wezwani są zwłaszcza ci wierni, którzy otrzymali w
darze powołanie do życia w szczególnej konsekracji: to powołanie ze swej natury
czyni ich bardziej podatnymi na doświadczenie kontemplacji, jest zatem ważne,
aby kultywowali je ze szczerą gorliwością. Byłoby jednak błędem sądzić, że
zwyczajni chrześcijanie mogą się zadowolić modlitwą powierzchowną, która nie
jest w stanie wypełnić ich życia. Zwłaszcza w obliczu licznych prób, na jakie
wystawiona jest wiara w dzisiejszym świecie, byliby oni nie tylko
chrześcijanami połowicznymi, ale «chrześcijanami w zagrożeniu». Znaleźliby się
w niebezpiecznej sytuacji, która prowadzi stopniowo do osłabienia wiary, i w
końcu mogliby ulec urokowi «namiastek», wybierając którąś z innych religii, czy
oddając się wręcz jakimś osobliwym zabobonom.
Trzeba zatem,
aby wychowanie do modlitwy stało się w pewien sposób kluczowym elementem
wszelkich programów duszpasterskich. Ja sam zamierzam poświęcić najbliższe
katechezy środowe refleksji nad Psalmami, poczynając od Psalmów
Jutrzni, poprzez które publiczna modlitwa Kościoła zachęca nas do uświęcenia
każdego dnia i nadania mu właściwego kierunku.
Jest bardzo
wskazane, aby nie tylko we wspólnotach zakonnych, ale także w społecznościach
parafialnych bardziej starano się tworzyć klimat przeniknięty modlitwą. Trzeba
również korzystać z należytą roztropnością z form ludowych, ale nade wszystko
wychowywać do udziału w liturgii. Ułożenie planu dnia chrześcijańskiej
wspólnoty w taki sposób, aby pozwalał łączyć rozliczne zajęcia pastoralne i
dawanie świadectwa w świecie z udziałem w liturgii eucharystycznej czy nawet w
Jutrzni i Nieszporach, jest może bardziej «realne» niż zwykle się sądzi.
Dowodzą tego doświadczenia wielu grup aktywnych apostolsko, również tych, które
złożone są w dużej mierze z ludzi świeckich.
Niedzielna
Eucharystia
35. Jak
najwięcej uwagi należy zatem poświęcić liturgii, bo ona «jest szczytem, do
którego zmierza działalność Kościoła, i jednocześnie jest źródłem, z którego
wypływa cała jego moc».19 W
XX stuleciu, a zwłaszcza w okresie posoborowym wspólnota chrześcijańska
nauczyła się znacznie dojrzalej sprawować sakramenty, a zwłaszcza Eucharystię.
Należy dalej iść w tym kierunku, przywiązując szczególne znaczenie do Eucharystii
niedzielnej i do samej niedzieli, przeżywanej jako
specjalny dzień wiary, dzień zmartwychwstałego Pana i daru Ducha Świętego,
prawdziwa Pascha tygodnia.20 Od
dwóch tysięcy lat rytm chrześcijańskiego życia wyznaczany jest przez pamiątkę
owego « pierwszego dnia tygodnia» (por. Mk 16, 2.9; Łk 24,
1; J 20, 1), w którym zmartwychwstały Chrystus przyniósł
Apostołom dar pokoju i Ducha Świetego (por. J 20, 19-23).
Prawda o zmartwychwstaniu Chrystusa jest najgłębszym fundamentem, na którym
opiera się chrześcijańska wiara (por. 1 Kor 15, 14), jest
wydarzeniem umieszczonym w centrum tajemnicy czasu i
zapowiedzią ostatniego dnia, kiedy to Chrystus powróci w chwale. Nie wiemy,
jakie wydarzenia przyniesie nam nowe tysiąclecie, ale mamy pewność, że nic nie
zdoła wyrwać go z ręki Chrystusa, «Króla królów i Pana panów» (por. Ap 19,
16) i właśnie dlatego sprawując Paschę nie tylko raz w roku, ale w każdą
niedzielę, Kościół będzie nadal wskazywał każdemu pokoleniu to, «co stanowi
zwornik całej historii, w którym tajemnica początków spotyka się z tajemnicą
ostatecznego przeznaczenia świata».21
36. Chciałbym
zatem raz jeszcze przypomnieć, podobnie jak to uczyniłem w Liście
apostolskim Dies Domini, że udział w Eucharystii powinien
naprawdę być dla każdego ochrzczonego sercem niedzieli. Jest to
powinność, której nie można pominąć, a przeżywać ją należy nie tylko jako
wypełnienie przepisanego obowiązku, ale jako niezbędny element prawdziwie
świadomego i spójnego życia chrześcijańskiego. Wkraczamy w tysiąclecie, które -
jak można przewidywać - będzie się charakteryzowało wzajemnym przenikaniem się
kultur i religii, także w krajach o dawnej tradycji chrześcijańskiej. W wielu
regionach chrześcijanie stają się «małą trzódką» (por. Łk 12,
32). Stawia to przed nimi zadanie bardziej wyrazistego świadczenia o
szczególnych cechach swojej tożsamości, często w osamotnieniu i wbrew
trudnościom. Jedną z tych cech jest obowiązek uczestnictwa w liturgii
eucharystycznej w każdą niedzielę. Niedzielna Eucharystia, będąc cotygodniowym
zgromadzeniem chrześcijan jako rodziny Bożej wokół stołu Słowa i Chleba życia,
w naturalny sposób przeciwdziała jej rozproszeniu. Jest miejscem
uprzywilejowanym, w którym nieustannie głosi się i kultywuje komunię. Właśnie
poprzez udział w Eucharystii dzień Pański staje się
także dniem Kościoła,22 który
dzięki temu może spełniać skutecznie swoje zadanie jako sakrament jedności.
Sakrament
Pojednania
37. Pragnę też
wezwać do podjęcia z nową odwagą duszpasterską codziennej pedagogii
chrześcijańskiej wspólnoty, która potrafi przekonująco i skutecznie zachęcać do
praktyki Sakramentu Pojednania. Jak zapewne pamiętacie, w 1984 r.
wypowiedziałem się na ten temat w posynodalnej adhortacji Reconciliatio
et paenitentia, w której zawarłem owoce refleksji specjalnego Synodu
Biskupów poświęconego tej problematyce. Wzywałem w niej, aby wszelkimi siłami
przeciwdziałać kryzysowi «świadomości grzechu », występujacemu we współczesnej
kulturze,23 ale
jeszcze usilniej zachęcałem, aby pomagać innym odkrywać Chrystusa jako mysterium
pietatis - jako Tego, w którym Bóg ukazuje nam swoje miłosierne serce
i w pełni jedna nas ze sobą. Trzeba dołożyć starań, aby wierni odkrywali to
oblicze Chrystusa także przez Sakrament Pokuty, który jest dla chrześcijanina «zwyczajnym
sposobem otrzymania przebaczenia i odpuszczenia grzechów ciężkich,
popełnionych po Chrzcie».24 Gdy
wspomniany Synod omawiał ten temat, wszyscy mieli przed oczyma kryzys
Sakramentu Pokuty, ujawniający się zwłaszcza w niektórych regionach świata.
Jego przyczyny nie zanikły bynajmniej w krótkim okresie, jaki dzieli nas od
tamtego czasu. Jednakże Rok Jubileuszowy, szczególnie mocno odwołujący się do
pokuty sakramentalnej, przyniósł nam pokrzepiające doświadczenie, którego nie
należy zaprzepaścić: skoro tak wielu wiernych, w tym także młodych, przystąpiło
z pożytkiem do tego sakramentu, to prawdopodobnie istnieje potrzeba, aby
pasterze starali się przedstawiać go i ukazywać jego wartość z większą
ufnością, bardziej twórczo i konsekwentnie. Drodzy Bracia w kapłaństwie, nie
możemy się zniechęcać w obliczu współczesnych kryzysów! Dary Boże - a
Sakramenty należą do darów najcenniejszych - pochodzą od Tego, który dobrze zna
serce człowieka i jest Panem historii.
Pierwszeństwo
łaski
38.
Jeżeli w oczekującej nas pracy programowej z większą ufnością zajmiemy się
duszpasterstwem, które przeznaczy całą swoją przestrzeń na modlitwę
indywidualną i wspólnotową, to zastosujemy się do kluczowej zasady
chrześcijańskiej wizji życia: zasady pierwszeństwa łaski. Istnieje pewna pokusa, która od zawsze zagraża życiu
duchowemu każdego człowieka, a także działalności duszpasterskiej: jest nią
przekonanie, że rezultaty zależą od naszej zdolności działania i planowania. To
prawda, że Pan Bóg oczekuje od nas konkretnej współpracy z Jego łaską, a zatem
wzywa nas, byśmy w służbie Jego Królestwu wykorzystywali wszystkie zasoby
naszej inteligencji i zdolności działania. Biada jednak, gdybyśmy zapomnieli,
że bez Chrystusa «nic nie możemy uczynić» (por. J 15, 5).
Modlitwa
sprawia, że w życiu towarzyszy nam świadomość tej właśnie prawdy. Przypomina
nam nieustannie o pierwszeństwie Chrystusa i - przez odniesienie do Niego - o
pierwszenstwie życia wewnętrznego i świętości. Kiedy ta zasada nie jest
przestrzegana, to czyż można się dziwić, że przedsięwzięcia duszpasterskie
kończą się niepowodzeniem, pozostawiając w sercu obezwładniające uczucie
frustracji? Niech zatem także naszym udziałem stanie się doświadczenie uczniów,
opisane w ewangelicznej relacji o cudownym połowie: «Całą noc pracowaliśmy i
niceśmy nie ułowili» (Łk 5, 5). W takim momencie potrzebna jest
wiara, modlitwa i dialog z Bogiem, aby serce otworzyło się na strumień łaski, a
słowo Chrystusa mogło przeniknąć nas z całą swoją mocą: Duc in altum!
W czasie tamtego połowu to Piotr wypowiedział słowa wiary: «na Twoje słowo
zarzucę sieci» (tamże). Na początku nowego tysiąclecia pozwólcie
Następcy Piotra wezwać cały Kościół do takiego aktu wiary, który wyrazi się
przez odnowę życia modlitewnego.
Słuchanie
słowa Bożego
39. Nie ulega
wątpliwości, że tego pierwszenstwa świętości i modlitwy nie można
urzeczywistnić inaczej, jak tylko przez ciągłe powracanie do słuchania
słowa Bożego. Od kiedy Sobór Watykański II podkreślił kluczową rolę słowa
Bożego w życiu Kościoła, poczyniono z pewnością wielkie postępy w praktyce
wytrwałego słuchania i wnikliwego odczytywania Pisma Świętego. Przyznano mu
należne, zaszczytne miejsce w publicznej modlitwie Kościoła. Powszechnie
odwołują się dziś do niego jednostki i wspólnoty. Również wielu świeckich
oddaje się jego lekturze, korzystając z cennej pomocy opracowań teologicznych i
biblijnych. Przede wszystkim zaś samo dzieło ewangelizacji i katechezy czerpie
żywotne soki właśnie z tej więzi ze słowem Bożym. Należy ją umacniać i
pogłębiać, drodzy Bracia i Siostry, także poprzez rozpowszechnianie księgi
Pisma Świętego w rodzinach. Konieczne jest zwłaszcza, aby słuchanie słowa
Bożego stawało się żywym spotkaniem, zgodnie z wiekową i nadal aktualną
tradycją lectio divina, pomagającą odnaleźć w biblijnym tekście
żywe słowo, które stawia pytania, wskazuje kierunek, kształtuje życie.
Głoszenie
słowa Bożego
40. Mamy
karmić się słowem, aby być «sługami Słowa» w dziele ewangelizacji. Jest to z
pewnością jedno z najważniejszych zadań stojacych przed Kościołem na progu
nowego tysiąclecia. Nawet w krajach, gdzie Ewangelia dotarła wiele wieków temu,
przestało już istnieć «społeczeństwo chrześcijańskie», które mimo licznych
ułomności, jakie cechują wszystko co ludzkie, odwoływało się jednoznacznie do
wartości ewangelicznych. Dzisiaj trzeba odważnie stawić czoło sytuacji, która
staje się coraz trudniejsza i bardziej zróżnicowana w związku z globalizacją
oraz powstawaniem nowych i zmiennych współzależności między narodami i
kulturami. Wielokrotnie w minionych latach przypominałem wezwanie do nowej
ewangelizacji. Ponawiam je i teraz, pragnąc przede wszystkim wskazać, że
musimy na nowo rozniecić w sobie pierwotną gorliwość i pozwolić, aby udzielił
się nam zapał apostolskiego przepowiadania, jakie wzięło początek z
Pięćdziesiątnicy. Powinniśmy wzbudzić w sobie płomiennego ducha św. Pawła,
który wołał: «Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii» (1 Kor 9, 16).
Ten zapał z
pewnością pobudzi Kościół do nowej aktywności misyjnej, której nie będzie można
powierzyć jedynie wąskiej grupie «specjalistów», ale będzie ona wymagać
odpowiedzialnego udziału wszystkich członków Ludu Bożego. Kto prawdziwie
spotkał Chrystusa nie może zatrzymywać Go dla siebie, ale winien Go głosić.
Potrzeba nowego rozmachu w apostolstwie, które byłoby przeżywane jako codzienne
zadanie wspólnot i grup chrześcijańskich. Winno się to jednak dokonywać z
zachowaniem należnego szacunku dla niepowtarzalnego doświadczenia każdego
człowieka oraz z wrażliwością na różne kultury, w których ma zostać
zaszczepione chrześcijańskie orędzie, tak aby specyficzne wartości każdego
narodu nie zostały przekreślone, lecz oczyszczone i w pełni rozwinięte.
Chrześcijaństwo
trzeciego tysiąclecia będzie musiało coraz lepiej zaspokajać tę potrzebę
inkulturacji. Pozostając w pełni sobą i dochowując bezwarunkowej
wierności orędziu ewangelicznemu i kościelnej tradycji, będzie przybierało
także oblicze różnych kultur i narodów, w których zostanie przyjęte i zapuści
korzenie. Pięknem tego wielokształtnego oblicza Kościoła cieszyliśmy się
zwłaszcza w roku jubileuszowym. Być może jest to tylko początek, zaledwie zarys
obrazu przyszłości, jaką przygotowuje nam Duch Boży.
Należy z
ufnością przedkładać wszystkim propozycję Chrystusa. Trzeba się zwracać do
dorosłych, do rodzin, do młodych i do dzieci, nie ukrywając nigdy najbardziej
radykalnych wymogów ewangelicznego orędzia, ale dostosowując się do
szczególnych potrzeb każdego, do jego wrażliwości i języka, na wzór Pawła,
który pisał: «Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić
przynajmniej niektórych» (1 Kor 9, 22). Zachęcam do tego, myśląc
przede wszystkim o duszpasterstwie młodzieży. Jak przypomniałem
wyżej, podczas Jubileuszu właśnie młodzież dała nam świadectwo wielkoduszności
i gotowości do służby. Musimy umieć docenić tę krzepiącą postawę, inwestując
ten entuzjazm młodych jako nowy talent (por. Mt 25, 15), który
Pan dał w nasze ręce, abyśmy go pomnażali.
41. W tej
«działalności misyjnej» - prowadzonej z ufnością i z twórczą inicjatywą - niech
będzie dla nas oparciem i drogowskazem świetlany przykład licznych Świadków
wiary, których przypomniał nam Jubileusz. Kościół zawsze dostrze gał w swoich
męczennikach zasiew życia: Sanguis martyrum semen christianorum.25 Sprawdzian
historii potwierdzał zawsze słuszność tej słynnej «zasady» Tertuliana. Czyż nie
stanie się tak również w stuleciu i w tysiącleciu, które rozpoczynamy? Być może
za bardzo przywykliśmy myśleć o męczennikach jako o kimś raczej odległym od nas,
jak gdyby było to pojęcie z przeszłości, związane przede wszystkim z pierwszymi
stuleciami chrześcijaństwa. Ich jubileuszowe wspomnienie pozwoliło nam odkryć
zaskakującą rzeczywistość, ukazując, że nasza epoka jest szczególnie bogata w
świadków, którzy w taki czy inny sposób potrafili żyć Ewangelią mimo wrogości
otoczenia i prześladowań, składając często najwyższe świadectwo krwi. Ziarno
słowa Bożego, rzucone w dobrą glebę, wydało w nich plon stokrotny (por. Mt 13,
8.23). Swoim przykładem wskazali nam i niejako przetarli drogę ku przyszłości.
Nam nie pozostaje nic innego, jak z pomocą łaski Bożej pójść ich śladami.
IV
Świadkowie miłości
42. «Po tym
wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali»
(J 13, 35). Drodzy Bracia i Siostry, jeżeli naprawdę
kontemplowaliśmy oblicze Chrystusa, to opracowując program duszpasterski
winniśmy czerpać inspirację z «przykazania nowego», które On nam pozostawił:
«abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem» (J 13,
34).
Oto jeszcze
jedna wielka dziedzina, w której należy podjąć zdecydowane i planowe działania
na płaszczyźnie Kościoła powszechnego i Kościołów partykularnych: komunia
(koinonìa), będąca ucieleśnieniem i objawieniem samej istoty tajemnicy
Kościoła. Komunia jest owocem i objawieniem owej miłości, która wypływając z
serca przedwiecznego Ojca, rozlewa się w nas za sprawą Ducha darowanego nam
przez Jezusa (por. Rz 5, 5), abyśmy wszyscy stali się «jednym
duchem i jednym sercem» (por. Dz 4, 32). Właśnie budując tę komunię
miłości Kościół objawia się jako «sakrament», czyli jako «znak i narzędzie
wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego».26
Słowa
Chrystusa na ten temat są zbyt jednoznaczne, aby można było umniejszać ich
doniosłość. Także w nowym stuleciu Kościół na drodze swego rozwoju
historycznego będzie potrzebował wielu różnych rzeczy; jeśli jednak zabraknie
mu miłości (agape), wszystko inne będzie bezużyteczne. Sam apostoł Paweł
przypomina nam o tym w hymnie o miłości: nawet gdybyśmy mówili
językami ludzi i aniołów i posiadali wiarę, która «góry przenosi», ale nie
mieli miłości, wszystko byłoby «niczym» (por. 1 Kor 13, 2).
Miłość jest naprawdę «sercem» Kościoła, jak to dobrze rozumiała św. Teresa z
Lisieux, którą ogłosiłem Doktorem Kościoła właśnie ze względu na jej głęboką
znajomość scientia amoris: « Zrozumiałam, że Kościół ma Serce i że
to Serce płonie Miłością. Zrozumiałam, że tylko Miłość zdolna jest poruszać
członki Kościoła. [...] Zrozumiałam, że w Miłości zawierają się wszystkie
powołania, że Miłość jest wszystkim».27
Duchowość
komunii
43. Czynić
Kościół domem i szkołą komunii: oto wielkie wyzwanie, jakie czeka
nas w rozpoczynającym się tysiącleciu, jeśli chcemy pozostać wierni Bożemu
zamysłowi, a jednocześnie odpowiedzieć na najgłębsze oczekiwania świata.
Co to oznacza
w praktyce? Także tutaj można by bezpośrednio przejść na płaszczyznę działania,
ale błędem byłoby ulec tej pokusie. Zanim przystąpimy do programowania
konkretnych przedsięwzięć, należy krzewić duchowość komunii,
podkreślając jej znaczenie jako zasady wychowawczej wszędzie tam, gdzie
kształtuje się człowiek i chrześcijanin, gdzie formują się szafarze ołtarza,
duszpasterze i osoby konsekrowane, gdzie powstają rodziny i wspólnoty.
Duchowość komunii to przede wszystkim spojrzenie utkwione w tajemnicy Trójcy
Świętej, która zamieszkuje w nas i której blask należy dostrzegać także w
obliczach braci żyjących wokół nas. Duchowość komunii to także zdolność
odczuwania więzi z bratem w wierze dzięki głębokiej jedności mistycznego Ciała,
a zatem postrzegania go jako «kogoś bliskiego», co pozwala dzielić jego radości
i cierpienia, odgadywać jego pragnienia i zaspokajać jego potrzeby, ofiarować
mu prawdziwą i głęboką przyjaźń. Duchowość komunii to także zdolność
dostrzegania w drugim człowieku przede wszystkim tego, co jest w nim pozytywne,
a co należy przyjąć i cenić jako dar Boży: dar nie tylko dla brata, który
bezpośrednio go otrzymał, ale także «dar dla mnie ». Duchowość komunii to
wreszcie umiejętność «czynienia miejsca » bratu, wzajemnego «noszenia brzemion»
(por. Ga 6, 2) i odrzucania pokus egoizmu, które nieustannie
nam zagrażają, rodząc rywalizację, bezwzględne dążenie do kariery, nieufność,
zazdrość. Nie łudźmy się: bez takiej postawy duchowej na niewiele zdałyby się
zewnętrzne narzędzia komunii. Stałyby się bezdusznymi mechanizmami, raczej
pozorami komunii niż sposobami jej wyrażania i rozwijania.
44. Budując na
tym fundamencie, powinniśmy w nowym stuleciu dołożyć szczególnych starań, aby
rozwijać i należycie wykorzystywać te rzeczywistości i środki, które wedle
doniosłych wskazań Soboru Watykańskiego II służą umocnieniu i zabezpieczeniu
komunii. Na myśl przychodzą tu przede wszystkim owe specjalne posługi
na rzecz komunii, jakimi są posługa Piotrowa i - ściśle z
nią związana - kolegialność biskupów. Fundamentem i uzasadnieniem
tych poszczególnych posług jest zamysł samego Chrystusa wobec Kościoła,28 ale
właśnie dlatego należy je nieustannie zgłębiać, aby zachowały prawdziwie
ewangeliczny charakter.
Od czasu
Soboru Watykańskiego II wiele uczyniono też na polu reformy Kurii Rzymskiej,
organizacji Synodów, funkcjonowania Konferencji Episkopatów. Z pewnością jednak
wiele należy jeszcze zrobić, aby jak najlepiej wykorzystać możliwości tych
koniecznych instytucji służących komunii, szczególnie ważnych dzisiaj, gdy
trzeba szybko i skutecznie rozwiązywać problemy, z jakimi styka się Kościół w
niezwykle dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości naszej epoki.
45.
Przestrzenie komunii należy kultywować i poszerzać każdego dnia i na wszystkich
płaszczyznach życia poszczególnych Kościołów. Komunia powinna być wyraźnie
widoczna w relacjach między biskupami, kapłanami i diakonami, między
duszpasterzami a całym Ludem Bożym, między duchowieństwem i zakonnikami, między
stowarzyszeniami i ruchami kościelnymi. W tym celu należy coraz lepiej
wykorzystywać struktury aktywnej współpracy przewidziane przez Prawo
Kanoniczne, takie jak Rady kapłańskie i duszpasterskie. Jak wiadomo,
nie kierują się one zasadami demokracji parlamentarnej, ponieważ mają
uprawnienia doradcze, a nie decyzyjne,29 ale
nie są z tego powodu pozbawione znaczenia ani możliwości skutecznego
oddziaływania. Teologia i duchowość komunii pobudzają bowiem pasterzy i
wiernych do uważnego słuchania siebie nawzajem i z jednej strony jednoczą
ich a priori we wszystkich kwestiach istotnych, a z drugiej
sprawiają, że także w sprawach podlegających dyskusji udaje im się zwykle
uzgodnić wspólne, przemyślane stanowisko.
Z myślą o tym
powinniśmy przyswajać sobie odwieczne zasady mądrości, która nie podważając
bynajmniej autorytetu pasterzy zachęca ich do jak najszerszej konsultacji z
całym Ludem Bożym. Znamienna jest wskazówka, jakiej św. Benedykt udziela
opatowi, zalecając mu, aby zasięgał rady także u najmłodszych: «Często Pan
objawia komuś młodszemu, co jest najlepsze».30 Zaś
św. Paulin z Noli wzywa: «Wsłuchujmy się w słowa wychodzące z ust wszystkich
wiernych, bo w każdym z nich tchnie Duch Boży».31
Jeśli zatem
mądre prawodawstwo, ustanawiając ścisłe reguły współdziałania uwypukla
hierarchiczną strukturę Kościoła oraz zabezpiecza przed pokusą samowoli i
bezpodstawnymi żądaniami, to duchowość komunii ożywia właściwą sobie treścią
formę instytucjonalną, zalecając postawę zaufania i otwartości, która
respektuje w pełni godność i odpowiedzialność każdego członka Ludu Bożego.
Różnorodność
powołań
46. Ta wizja
komunii jest ściśle związana ze zdolnością chrześcijańskiej wspólnoty do
otwarcia się na wszystkie dary Ducha. Jedność Kościoła nie oznacza
jednolitości, ale połączenie w organiczną całość uprawnionych odmienności. Jest
to rzeczywistość wielu członków połączonych w jednym Ciele - jedynym ciele
Chrystusa (por. 1 Kor 12, 12). Jest zatem konieczne, aby
Kościół trzeciego tysiąclecia pobudzał wszystkich ochrzczonych i bierzmowanych
do uświadomienia sobie obowiązku czynnego udziału w życiu kościelnym. Obok
posługi kapłańskiej także inne posługi ustanowione lub po prostu uznane - mogą
się rozwijać z pożytkiem dla całej wspólnoty, zaspokajając jej wielorakie
potrzeby: od katechezy po aktywny udział w liturgii, od wychowania młodzieży po
różne formy działalności charytatywnej.
Z pewnością
należy też wielkodusznie wspomagać powołania do kapłaństwa i do
szczególnej konsekracji, przede wszystkim przez modlitwę do Pana żniwa
(por. Mt 9, 38). Jest to sprawa bardzo istotna dla życia
Kościoła we wszystkich częściach świata. W niektórych krajach o dawnej tradycji
chrześcijańskiej problem ten przybiera wręcz rozmiary dramatyczne na skutek
przemian społecznych oraz religijnego wyjałowienia przez konsumpcjonizm i
laicyzację. Należy koniecznie tworzyć rozległe i rozbudowane duszpasterstwo
powołaniowe, aby docierać do parafii, ośrodków wychowawczych i rodzin,
pobudzając do głębszej refleksji nad istotnymi wartościami życia, które
znajdują najpełniejszą syntezę w odpowiedzi, jakiej każdy powinien udzielić na
Boże powołanie, zwłaszcza wówczas, gdy wzywa ono do całkowitego oddania siebie
i swoich sił sprawie Królestwa Bożego.
Na tym tle
ujawnia się także znaczenie każdego innego powołania, którego najgłębszym
podłożem jest bogactwo nowego życia otrzymanego w Sakramencie Chrztu. Należy
zwłaszcza coraz lepiej odkrywać znaczenie powołania właściwego świeckim,
którzy jako tacy są wezwani, aby «szukać Królestwa Bożego zajmując się sprawami
świeckimi i kierując nimi po myśli Bożej»,32 a
także mieć «swój udział w posłannictwie całego Ludu Bożego w Kościele i w
świecie (...) przez swą pracę zmierzającą do szerzenia Ewangelii oraz
uświęcania ludzi».33
Na tej samej
zasadzie bardzo ważnym dla komunii jest obowiązek popierania różnych
form zrzeszania się, zarówno tradycyjnych, jak i nowszych ruchów
kościelnych, ponieważ nadają one Kościołowi żywotność, która jest darem Bożym i
przejawem prawdziwej «wiosny Ducha». Jest oczywiście konieczne, aby
stowarzyszenia i ruchy, zarówno w Kościele powszechnym, jak i w Kościołach
partykularnych, działały w pełnej harmonii ze wspólnotą kościelną i okazywały
posłuszeństwo miarodajnym wskazaniom pasterzy. Ale do wszystkich odnosi się też
napomnienie Apostoła, wymagające i stanowcze: «Ducha nie gaście, proroctwa nie
lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne - zachowujcie» (1 Tes 5,
19-21).
47. Szczególną
uwagę należy też poświęcić duszpasterstwu rodziny, szczególnie
nieodzownemu w obecnej chwili dziejowej, gdy obserwujemy rozległy i głęboki
kryzys tej podstawowej instytucji. Wedle chrześcijańskiej wizji małżeństwa,
więź między mężczyzną a kobietą - więź wzajemna i całkowita, jedyna i
nierozerwalna - jest zgodna z pierwotnym zamysłem Bożym, który z czasem został
przyćmiony przez «zatwardziałość serc», ale któremu Chrystus przywrócił
pierwotny blask, objawiając, czego Bóg pragnął «od początku» (por. Mt 19,
8). W małżeństwie, wyniesionym do godności sakramentu, wyraża się też «wielka
tajemnica» oblubieńczej miłości, jaką Chrystus darzy swój Kościół (por. Ef 5,
32).
W tej sprawie
Kościół nie może ulegać naciskom pewnego typu kultury, nawet jeśli jest ona
rozpowszechniona i czasem agresywna. Należy raczej zabiegać o to, aby dzięki
jak najpełniejszej formacji ewangelicznej chrześcijańskie rodziny potrafiły
coraz bardziej przekonująco ukazywać, że możliwe jest przeżywanie małżeństwa w
sposób całkowicie zgodny z zamysłem Bożym oraz z prawdziwymi potrzebami ludzi -
samych małżonków, a nade wszystko dzieci, istot jeszcze bardziej wrażliwych.
Same rodziny winny coraz lepiej uświadamiać sobie, jak wiele uwagi należy
okazywać dzieciom, a zarazem stawać się aktywnymi podmiotami skutecznej
działalności kościelnej i społecznej w obronie własnych praw.
Zaangażowanie
ekumeniczne
48. A cóż
powiedzieć o pilnej potrzebie budowania komunii w delikatnej dziedzinie dialogu
ekumenicznego? Niestety, przenieśliśmy przez próg nowego tysiąclecia także
smutne dziedzictwo przeszłości. Obchody jubileuszowe pozwoliły nam dostrzec
pewne znaki, prawdziwie prorocze i wzruszające, ale droga przed nami jest
jeszcze bardzo daleka.
W
rzeczywistości Wielki Jubileusz, kierując nasze spojrzenie ku Chrystusowi,
pozwolił nam głębiej uświadomić sobie istotę Kościoła jako tajemnicy jedności.
«Wierzę w jeden Kościół»: to co wyrażamy w wyznaniu wiary, ma swój
najgłębszy fundament w Chrystusie, w którym Kościół nie jest podzielony (por. 1
Kor 1, 11-13). Jako Jego Ciało, trwając w jedności ustanowionej przez
dar Ducha Świętego, Kościół jest niepodzielny. Podział powstaje na płaszczyźnie
historii, w relacjach między dziećmi Kościoła, jako skutek ludzkiej
nieudolności w przyjmowaniu daru, który nieustannie spływa z Chrystusa - Głowy
na Jego mistyczne Ciało. Modlitwa Jezusa w Wieczerniku - «jak Ty, Ojcze, we
Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno» (J 17, 21) -
jest zarazem objawieniem i prośbą. Objawia nam
jedność Chrystusa z Ojcem jako źródło jedności Kościoła oraz jako
nieprzemijający dar, który Kościół będzie w Nim tajemniczo otrzymywał aż do
końca czasów. Ta jedność, która niewątpliwie urzeczywistnia się w konkretnej
formie w Kościele katolickim mimo typowych ludzkich ograniczeń, w różnej mierze
ujawnia się także w licznych elementach uświecenia i prawdy, jakie znaleźć
można również w innych Kościołach i Wspólnotach kościelnych; elementy te, jako
swoiste dary Kościoła Chrystusowego, przynaglają je nieustannie do dążenia ku
pełnej jedności.34
Modlitwa
Chrystusa przypomina nam, że ten dar winien być przyjmowany i nieustannie
pogłębiany. Wezwanie «ut unum sint» jest dla nas wiążącym poleceniem i
jednocześnie siłą, która nas wspomaga, oraz zbawiennym napomnieniem pomagającym
przezwyciężać nasze lenistwo i ciasnotę serca. Właśnie na modlitwie Jezusa, a
nie na naszych umiejętnościach opiera się ufność, że możemy także w
rzeczywistości doczesnej ustanowić pełną i widzialną komunię wszystkich
chrześcijan.
W tej
perspektywie odnowy rozpoczętej przez Jubileusz patrzę z wielką nadzieją
na Kościoły Wschodnie, ufając, że zostanie w pełni przywrócona owa
wymiana darów, która wzbogacała Kościół pierwszego tysiąclecia. Pamięć o
czasach, gdy Kościół oddychał «dwoma płucami», niech przynagla chrześcijan
Wschodu i Zachodu, aby szli razem w jedności wiary, szanując uprawnione
odmienności, akceptując się wzajemnie i wspomagając jako członki jedynego Ciała
Chrystusa.
Równie
gorliwie należy rozwijać dialog ekumeniczny z braćmi i siostrami ze
Wspólnoty Anglikańskiej i ze Wspólnot kościelnych wyrosłych z
Reformacji. Z Bożą pomocą debata teologiczna na temat istotnych zagadnień
chrześcijańskiej wiary i moralności, współpraca na polu charytatywnym, a nade
wszystko wielki ekumenizm świetości z pewnością wydadzą w przyszłości swoje
owoce. Idźmy tymczasem z ufnością naprzód, oczekując z utęsknieniem chwili, gdy
wraz z wszystkimi bez wyjątku uczniami Chrystusa będziemy mogli wspólnie
śpiewać pełnym głosem: «Oto jak dobrze i jak miło, gdy bracia mieszkają razem»
(Ps 133 [132], 1).
Wezwanie do
miłosierdzia
49.
Miłosierdzie bierze początek z komunii wewnątrzkościelnej, ale ze swej natury
zmierza do posługi powszechnej, skłaniając nas do podejmowania dzieł
czynnej i konkretnej miłości wobec każdego człowieka. Jest to dziedzina,
która w równie decydujący sposób określa kształt życia chrześcijańskiego, styl
działalności kościelnej i treść programów duszpasterskich. Rozpoczynający się
wiek i tysiąclecie będą świadkami - a wypada sobie życzyć, aby doświadczyły tego
bardziej niż dotychczas - jak wielkiego poświecenia wymaga miłosierdzie wobec
najuboższych. Jeśli nasze działania rzeczywiście mają początek w kontemplacji
Chrystusa, to powinniśmy umieć Go dostrzegać przede wszystkim w twarzach tych,
z którymi On sam zechciał się utożsamić: «Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w
więzieniu, a przyszliście do Mnie» (Mt 25, 35-36). Te słowa nie są
jedynie wezwaniem do miłosierdzia: zawierają one głęboki sens chrystologiczny,
który ukazuje w pełnym blasku tajemnicę Chrystusa. Te słowa, w nie mniejszym
stopniu niż wierność prawdzie, są probierzem wierności Kościoła jako
Oblubienicy Chrystusa.
Nie należy
oczywiście zapominać, że nikt nie może zostać pozbawiony naszej miłości, jako
że «Syn Boży przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem».35 Jednakże
wedle jednoznacznych słów Ewangelii jest On w szczególny sposób obecny w
ubogich, dlatego wobec nich Kościół winien stosować « opcję preferencyjną».
Poprzez tę opcję dajemy świadectwo o kształcie miłości Boga, o Jego opatrzności
i miłosierdziu i w pewien sposób nadal rozsiewamy w dziejach ziarna Królestwa
Bożego, które sam Jezus pozostawił w czasie swego ziemskiego życia, wychodząc
naprzeciw tym, którzy zwracali się do Niego z wszelkimi potrzebami duchowymi i
materialnymi.
50. W naszej
epoce wiele jest bowiem potrzeb, które poruszają wrażliwość chrześcijan. Nasz
świat wkracza w nowe tysiąclecie pełen sprzeczności, jakie niesie z sobą rozwój
gospodarczy, kulturowy i techniczny, który niewielu wybranym udostępnia ogromne
możliwości, natomiast miliony ludzi nie tylko pozostawia na uboczu postępu, ale
każe się im zmagać z warunkami życia uwłaczającymi ludzkiej godności. Jak to
możliwe, że w naszej epoce są jeszcze ludzie, którzy umierają z głodu, skazani
na analfabetyzm, nie mający dostępu do najbardziej podstawowej opieki
lekarskiej, pozbawieni domu, w którym mogliby znaleźć schronienie?
Ten krajobraz
ubóstwa może poszerzać się bez końca, jeśli do starych jego form dodamy nowe,
dotykające często także środowisk i grup ludzi materialnie zasobnych, którym
wszakże zagraża rozpacz płynąca z poczucia bezsensu życia, niebezpieczeństwo
narkomanii, opuszczenie w starości i chorobie, degradacja lub dyskryminacja
społeczna. Trzeba, aby w obliczu tej sytuacji chrześcijanin uczył się wyrażać
swą wiarę w Chrystusa przez odczytywanie ukrytego wezwania, jakie On kieruje do
niego ze świata ubóstwa. W ten sposób będzie można kontynuować tradycję
miłosierdzia, która już w minionych dwóch tysiącleciach wyraziła się na wiele
różnych sposobów, ale która obecnie wymaga może jeszcze większej inwencji
twórczej. Potrzebna jest dziś nowa « wyobraźnia miłosierdzia», której przejawem
będzie nie tyle i nie tylko skuteczność pomocy, ale zdolność bycia bliźnim dla
cierpiącego człowieka, solidaryzowania się z nim, tak aby gest pomocy nie był
odczuwany jako poniżająca jałmużna, ale jako świadectwo braterskiej wspólnoty dóbr.
Winniśmy zatem
postępować w taki sposób, aby w każdej chrześcijańskiej wspólnocie ubodzy czuli
się «jak u siebie w domu». Czyż taki styl bycia nie stałby się największą i
najbardziej skuteczną formą głoszenia dobrej nowiny o Królestwie Bożym? Bez tak
rozumianej ewangelizacji, dokonującej się przez miłosierdzie i świadectwo
chrześcijańskiego ubóstwa, głoszenie Ewangelii - będące przecież pierwszym
nakazem miłosierdzia - może pozostać nie zrozumiane i utonąć w powodzi słów,
którymi i tak jesteśmy nieustannie zalewani we współczesnym społeczeństwie
przez środki przekazu. Miłosierdzie czynów nadaje nieodpartą
moc miłosierdziu słów.
Współczesne
wyzwania
51. A czyż
moglibyśmy pozostawać obojętni wobec dewastacji środowiska naturalnego,
która sprawia, że rozległe obszary planety stają się niegościnne i nieprzyjazne
człowiekowi? Albo w obliczu problemu pokoju, któremu zagraża często
widmo katastrofalnych wojen? Czy wreszcie wobec deptania podstawowych
ludzkich praw tak wielu osób, zwłaszcza dzieci? Bardzo wiele jest
pilnych spraw, na które serce chrześcijanina nie może pozostać niewrażliwe.
Szczególną
uwagę należy poświęcić pewnym radykalnym nakazom Ewangelii, które często
spotykają się z niezrozumieniem - do tego stopnia że wypowiedzi Kościoła na ich
temat stają się niepopularne - ale które mimo to muszą być uwzględniane w
kościelnej praktyce miłosierdzia. Mam na myśli powinność czynnej troski o poszanowanie
życia każdej ludzkiej istoty od poczęcia aż do naturalnego kresu.
Podobnie też służba człowiekowi każe nam wołać w porę i nie w porę, że kto
wykorzystuje nowe zdobycze nauki, zwłaszcza w dziedzinie
biotechnologii, nie może nigdy lekceważyć podstawowych wymogów etyki, powołując
się przy tym na pewną dyskusyjną koncepcję solidarności, która prowadzi do
różnego wartościowania ludzkiego życia i do podeptania godności właściwej
każdej istocie ludzkiej.
W trosce o
skuteczność chrześcijańskiego świadectwa, zwłaszcza w tych delikatnych i
kontrowersyjnych dziedzinach, trzeba wykonać wielki wysiłek, aby należycie
uzasadnić stanowisko Kościoła, podkreślając zwłaszcza, że nie próbuje on
narzucić niewierzącym poglądów wynikających z wiary, ale interpretuje i chroni
wartości zakorzenione w samej naturze istoty ludzkiej. W ten sposób praktyka
miłosierdzia stanie się w konsekwencji także służbą kulturze, polityce,
gospodarce i rodzinie, aby wszędzie były przestrzegane podstawowe zasady, od
których zależy los człowieka i przyszłość cywilizacji.
52. Wszystkie
te działania należy oczywiście realizować w sposób właściwy chrześcijaństwu:
przede wszystkim powinni się włączyć w nie wierni świeccy,
realizując właściwe sobie powołanie, ale nie ulegając nigdy pokusie
sprowadzenia chrześcijańskiej wspólnoty wyłącznie do roli instytucji socjalnej.
W szczególności relacje ze społecznością świecką winny zawsze kształtować się w
sposób respektujący jej autonomię i kompetencje, zgodnie z zaleceniami nauki
społecznej Kościoła.
Wiadomo, jak
wielki wysiłek podjęło Magisterium kościelne, zwłaszcza w XX w., aby odczytywać
rzeczywistość społeczną w świetle Ewangelii i przez swoje coraz bardziej
konkretne i organiczne wypowiedzi przyczyniać się do rozwiązania kwestii
socjalnej, która zyskała już rozmiary planetarne.
Ten aspekt
etyczno-społeczny jawi się jako nieodzowny wymiar chrześcijańskiego świadectwa:
należy odrzucać pokusę duchowości skupionej na wewnętrznych, indywidualnych
przeżyciach, którą trudno byłoby pogodzić z wymogami miłosierdzia, a ponadto z
logiką Wcielenia i ostatecznie nawet z chrześcijańską eschatologią. Choć
uświadamia nam ona względność historii, nie zwalnia nas bynajmniej z obowiązku
budowania jej. Szczególnie aktualne pozostaje w tym kontekście nauczanie Soboru
Watykańskiego II: «nauka chrześcijańska nie odwraca człowieka od budowania
świata i nie zachęca go do zaniedbywania dobra bliźnich, lecz raczej silniej
wiąże go z obowiązkiem wypełniania tych rzeczy».36
Konkretny znak
53. Aby
wyrazić przez jakiś konkretny znak, że taki jest właśnie sens miłosierdzia i
działalności na rzecz postępu człowieka, zakorzeniony w najgłębszych nakazach
Ewangelii, pragnąłem, aby Rok Jubileuszowy pozostawił oprócz licznych owoców
miłosierdzia, jakie już wydał - mam na myśli zwłaszcza pomoc ofiarowaną
uboższym braciom, aby mogli przybyć na Jubileusz - także jakieś dzieło,
które stanowiłoby w pewien sposób owoc i pieczęć jubileuszowego
miłosierdzia. Wielu pielgrzymów bowiem na różne sposoby złożyło datki
pieniężne, a obok nich także wiele osób prowadzących działalność gospodarczą
ofiarowało hojną pomoc, dzięki której można było zapewnić godziwy przebieg
wydarzeń jubileuszowych. Gdy pokryte zostaną wydatki, jakie trzeba było ponieść
w ciągu roku, pieniądze, które uda się zaoszczędzić, będą przeznaczone na cele
charytatywne. Jest bowiem ważne, aby tak doniosłe wydarzenie religijne było jak
najdalsze od jakichkolwiek pozorów spekulacji ekonomicznej. Te pozostałe środki
posłużą, by także w dzisiejszych okolicznościach powtórzyło się doświadczenie,
jakie miało miejsce wielokrotnie w ciągu dziejów, od czasu, gdy w pierwotnym
Kościele wspólnota jerozolimska dała niechrześcijanom wzruszający przykład
spontanicznej wymiany darów, posuniętej aż do wspólnoty dóbr, aby przyjść z
pomocą najuboższym (por. Dz 2, 44-45).
Dzieło, które
zostanie zrealizowane, będzie tylko małym strumieniem zasilającym wielką rzekę
chrześcijańskiego miłosierdzia. Małym, ale istotnym: Jubileusz sprawił, że cały
świat patrzył na Rzym, na Kościół, «który przewodzi w miłości »,37 i
składał swoje ofiary Piotrowi. Miłosierdzie okazane w centrum katolicyzmu winno
teraz w pewien sposób skierować się na powrót do świata poprzez ten znak, który
ma pozostać owocem i żywą pamiątką komunii, jakiej doświadczyliśmy w czasie
Jubileuszu.
Dialog i misja
54. Nowe
stulecie i nowe tysiąclecie rozpoczynają się w świetle Chrystusa. Nie wszyscy
jednak widzą to światło. Naszym zadaniem, porywającym i trudnym, jest być Jego
«odblaskiem». Na tym polega mysterium lunae, które Ojcowie Kościoła
chętnie czynili przedmiotem swej kontemplacji, wskazując w nim symbol
zalezności od Chrystusa-słońca, którego światło Kościół odzwierciedla.38 Wyrażali
w ten sposób to samo, co mówił Chrystus, gdy przedstawiał samego siebie jako
«światłość świata» (por. J 8, 12), a zarazem wymagał od
uczniów, aby byli «światłem świata» (Mt 5, 14).
To zadanie
napawa nas bojaźnią, gdyż mamy świadomość słabości, która sprawia, że często
nasze życie traci blask i pełne jest cieni. Możemy je jednak spełnić, jeśli
staniemy w świetle Chrystusa i będziemy umieli otworzyć się na łaskę, która
czyni nas nowymi ludźmi.
55. W tej
perspektywie należy też patrzeć na wielkie wyzwanie dialogu
międzyreligijnego, który będziemy nadal prowadzić w nowym stuleciu, zgodnie
ze wskazaniami Soboru Watykańskiego II.39 W
latach przygotowań do Wielkiego Jubileuszu Kościół starał się - także przez
udział w spotkaniach o dużym znaczeniu symbolicznym - nawiązywać otwarte
relacje i dialog z przedstawicielami innych religii. Dialog musi być
kontynuowany. W warunkach daleko posuniętego pluralizmu kulturowego i
religijnego, jakiego można się spodziewać w społeczeństwie nowego tysiąclecia,
dialog ten jest potrzebny także po to, aby można było położyć trwałe fundamenty
pokoju i oddalić złowieszcze widmo wojen religijnych, które stały się przyczyną
rozlewu krwi w wielu okresach dziejów ludzkości. Imię jedynego Boga musi się
stawać coraz bardziej tym, czym naprawdę jest - imieniem pokoju i
wezwaniem do pokoju.
56. Dialog nie
może się jednak opierać na obojętności religijnej, zaś my - chrześcijanie -
mamy obowiązek prowadzić go składając pełne świadectwo o nadziei, która w nas
jest (por. 1 P 3, 15). Nie powinniśmy się obawiać, że może
uwłaczać tożsamości kogoś innego to, co w rzeczywistości jest radosnym
zwiastowaniem daru, który przeznaczony jest dla wszystkich i który trzeba
wszystkim proponować, okazując jak największy szacunek wolności każdego: daru
objawienia Boga-Miłości, który «tak (...) umiłował świat, że Syna swego
Jednorodzonego dał» (J 3, 16). Cała ta rzeczywistość, jak to
zostało podkreślone także w niedawnej deklaracji Dominus Iesus, nie
może być przedmiotem swego rodzaju dialogicznych negocjacji, jak gdyby była dla
nas jedynie kwestią opinii: jest bowiem łaską, która napełnia nas radością, i
nowiną, którą mamy obowiązek rozgłaszać.
Kościół nie
może zatem uchylać się od obowiązku prowadzenia misji wśród narodów, zaś
podstawowym zadaniem missio ad gentes pozostaje głoszenie, że
w Chrystusie, który jest «drogą i prawdą, i życiem» (J 14, 6),
ludzie znajdują zbawienie. Dialog międzyreligijny «nie może po prostu zastąpić
przepowiadania, ale winien być ukierunkowany na przepowiadanie».40 Obowiązek
misyjny nie przeszkadza nam zresztą przystepować do dialogu ze szczerą
wolą słuchania. Wiemy bowiem, że sam Kościół nie przestanie nigdy zgłębiać
tajemnicy łaski, jej niezliczonych wymiarów i implikacji dla życia i dziejów
człowieka, licząc na pomoc Pocieszyciela, Ducha prawdy (por. J 14,
17), którego zadaniem jest właśnie prowadzić Kościół «do całej prawdy» (J 16,
13).
Ta zasada
stanowi fundament nie tylko nieustannej refleksji teologicznej nad prawdą
chrześcijańską, ale także chrześcijańskiego dialogu z filozofiami, kulturami i
religiami. Nierzadko Duch Boży, który «wieje tam, gdzie chce» (J 3,
8), wzbudza także w powszechnym ludzkim doświadczeniu, mimo jego wielorakich
sprzeczności, znaki swojej obecności, które pomagają samym uczniom Chrystusa
głębiej rozumieć orędzie, którego są głosicielami. Czyż takiej właśnie postawy
pokornego i ufnego otwarcia nie przyjmował Sobór Watykański II, gdy starał się
odczytywać «znaki czasu»?41 Choć
Kościół poddaje je starannemu i wnikliwemu rozeznaniu, aby dostrzegać
«prawdziwe znaki obecności lub zamysłów Bożych»,42 uznaje
zarazem, że nie tylko sam daje, ale także wiele «otrzymał od historii i
ewolucji rodzaju ludzkiego».43 Taką
postawę otwartości i zarazem uważnego rozeznania Sobór przyjął także w stosunku
do innych religii. Naszym zadaniem jest iść wiernie za jego nauczaniem i
wyznaczonym przez niego szlakiem.
W świetle
Soboru
57. Jak
wielkie bogactwo kryje się, drodzy Bracia i Siostry, we wskazaniach, które
pozostawił nam Sobór Watykański II! Dlatego w ramach przygotowań do Wielkiego
Jubileuszu zaleciłem Kościołowi, aby zastanowił się, na ile nauka
Soboru została przyjęta.44 Czy
to uczyniono? Konferencja, jaka odbyła się w Watykanie, była okazją do takiej
refleksji; ufam, że podjęto ją w różnych formach we wszystkich Kościołach
partykularnych. W miarę upływu lat teksty soborowe nie tracą wartości ani
blasku. Konieczne jest, aby były należycie odczytywane, poznawane i przyswajane
jako miarodajne i normatywne teksty Magisterium, należące do Tradycji Kościoła.
Dzisiaj, po zakończeniu Jubileuszu, szczególnie mocno odczuwam powinność
ukazywania Soboru jako wielkiej łaski, która stała się dobrodziejstwem dla
Kościoła w XX wieku: został on dany jako niezawodna busola, wskazująca nam
drogę w stuleciu, które się rozpoczyna.
ZAKOŃCZENIE
DUC IN ALTUM!
58. Idźmy
naprzód z nadzieją! Nowe tysiąclecie otwiera się przed Kościołem niczym
rozległy ocean, na który mamy wypłynąć licząc na pomoc Chrystusa. Syn Boży,
który z miłości do człowieka przyszedł na świat dwa tysiące lat temu, także
dzisiaj prowadzi swoje dzieło: musimy mieć przenikliwy wzrok, aby je dostrzec,
a nade wszystko wielkie serce, abyśmy sami stawali się jego narzędziami. Czyż
nie po to właśnie obchodziliśmy Rok Jubileuszowy, aby na nowo zaczerpnąć z tego
żywego źródła naszej nadziei? Dzisiaj Chrystus, którego kontemplujemy i
miłujemy, znów wzywa nas, byśmy wyruszyli w drogę: «Idźcie więc i nauczajcie
wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego» (Mt 28,
19). Ten misyjny mandat wprowadza nas w trzecie tysiąclecie, wzywając nas,
byśmy naśladowali entuzjazm pierwszych chrześcijan: możemy liczyć na moc tego
samego Ducha, który został wylany w dniu Pięcdziesiątnicy, a dzisiaj przynagla
nas, abyśmy wyruszyli w dalszą drogę pokrzepieni nadzieją, która «zawieść nie
może» (Rz 5, 5).
Przemierzając
drogi świata na początku nowego stulecia, musimy przyspieszyć kroku. Drogi,
którymi idzie każdy z nas i każdy z naszych Kościołów, są bardzo liczne, ale
żadna odległość nie dzieli tych, którzy zespoleni są więzami jednej komunii,
umacniającej się każdego dnia przy stole eucharystycznego Chleba i Słowa życia.
W każdą niedzielę zmartwychwstały Chrystus na nowo jakby wyznacza nam spotkanie
w Wieczerniku, gdzie wieczorem « pierwszego dnia tygodnia» (J 20,
19) ukazał się swoim uczniom, aby «tchnąć» w nich ożywiający dar Ducha Świętego
i wprowadzić ich w wielką przygodę ewangelizacji.
W tej drodze
towarzyszy nam Najświętsza Maryja Panna, której kilka miesięcy temu, wraz z
licznymi biskupami przybyłymi do Rzymu z wszystkich części świata, zawierzyłem
trzecie tysiąclecie. Wielokrotnie w minionych latach przedstawiałem Ją i
przyzywałem jako «Gwiazdę nowej ewangelizacji». I dzisiaj wskazuję na Nią jako
promienną Jutrzenkę i niezawodną Przewodniczkę na naszej drodze. Raz jeszcze
mówię Jej: « Niewiasto, oto dzieci Twoje», wtórując słowom samego Jezusa
(por. J 19, 26) i wyrażając Jej synowskie przywiązanie całego
Kościoła.
59. Drodzy
Bracia i Siostry! Symboliczne Drzwi Święte zamykają się za nami, ale żywa
brama, którą jest Chrystus, pozostaje otwarta szerzej niż kiedykolwiek. Po
entuzjazmie jubileuszowych uroczystości nie powracamy do codziennej szarzyzny.
Przeciwnie, jeśli nasze pielgrzymowanie było autentyczne, pozwoliło nam niejako
rozprostować nogi przed drogą, która nas czeka. Musimy naśladować entuzjazm
apostoła Pawła: «wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej
mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie» (Flp 3,
13-14). Musimy wspólnie naśladować kontemplację Maryi, która po pielgrzymce do
świętego miasta Jerozolimy powracała do domu w Nazarecie, rozważając w sercu
tajemnicę Syna (por. Łk 2, 51).
Zmartwychwstały
Chrystus, który przyłącza się do nas w drodze i pozwala się rozpoznać - tak jak
uczniom z Emaus - «przy łamaniu chleba» (por. Łk 24, 35),
niech zastanie nas czuwających, gotowych rozpoznać Jego oblicze i spieszyć do
braci, aby nieść im wspaniałą nowinę: «Widzieliśmy Pana!» (J 20,
25).
To właśnie
jest pożądany owoc Jubileuszu Roku 2000, który na nowo ukazał naszym oczom żywą
tajemnicę Jezusa z Nazaretu, Syna Bożego i Odkupiciela Człowieka.
Gdy zatem
Jubileusz dobiega końca i otwiera przed nami przyszłość nadziei, niech wzniesie
się ku Ojcu przez Chrystusa w Duchu Świętym hymn chwały i dziękczynienia całego
Kościoła.
Wraz z tym
życzeniem z głębi serca przesyłam wszystkim moje Błogosławieństwo.
W
Watykanie, dnia 6 stycznia 2001, w uroczystość Objawienia Pańskiego, w
dwudziestym trzecim roku mego Pontyfikatu.
Przypisy:
1. Sobór Wat. II., Dekr. o podst. zadaniach
Biskupów w Kościele Christus Dominus, 11.
2. Bulla Incarnationis mysterium (29 listopada
1998), 3: AAS 91 (1999), 132.
3. Tamże, 4: l.c., 133.
4. Sobór Wat. II, Konst. dogm. o Kościele Lumen
gentium, 8.
5. De civitate Dei XVIII, 51, 2: PL 41, 614; por. Sobór Wat. II, Konst. dogm. o Kościele Lumen gentium,
8.
6. Por. Jan Paweł II, List apost. Tertio millennio
adveniente (10 listopada 1994), 55: AAS 87 (1995), 38.
7. Por. Sobór Wat. II, Konst. dogm. o Kościele
Lumen gentium, 1.
8. « Ignoratio enim Scripturarum ignoratio Christi
est »: Comm. in Is., Prol.: PL 24, 17.
9. Por. Sobór Wat. II, Konst. dogm. o Objawieniu
Bożym Dei Verbum, 19.
10. « Idąc za świętymi Ojcami, uczymy jednogłośnie
wyznawać, że jest jeden i ten sam Syn, nasz Pan Jezus Chrystus, doskonały w
Bóstwie i doskonały w człowieczeństwie, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek
[...]. Jeden i ten sam Chrystus Pan, Syn Jednorodzony, ma być uznany w dwóch
naturach bez pomieszania, bez zmiany, bez podziału i bez rozłączenia [...] nie
jest On podzielony lub rozdzielony w dwóch osobach, ale jest jeden i ten sam
Syn, Jednorodzony, Bóg, Słowo i Pan Jezus Chrystus »: DS 301-302.
11. Sobór Wat. II, Konst. duszpast. o Kościele w
świecie współczesnym Gaudium est spes, 22.
12. Św. Atanazy tak mówi na ten temat: « Człowiek
nie zostałby przebóstwiony, pozostając jedynie złączony ze stworzeniem, jeśliby
Syn nie był prawdziwym Bogiem », Oratio II contra Arianos 70: PG 26, 425 B.
13. N. 78.
14. Ultimi Colloqui. Quaderno giallo, 6 luglio 1897:
Opere complete, Citt del Vaticano 1997, s. 1003.
15. Św. Cyprian, De Orat. Dom. 23: PL 4, 553; por.
Lumen gentium, 4.
16. Sobór Wat. II, Konst. dogm. o Kościele Lumen
gentium, 40.
17. Por. Sobór Wat. II, Konst. o liturgii świętej
Sacrosanctum Concilium, 10.
18. Por. Kongr.
Nauki Wiary, List do Biskupów Kościoła katolickiego o niektórych aspektach
medytacji chrześcijańskiej Orationis formas (15 października 1989): AAS 82
(1990), 362-379.
19. Sobór Wat. II, Konst. o liturgii świętej
Sacrosanctum Concilium, 10.
20. Por. Jan Paweł II, List apost. Dies Domini (31
maja 1998), 19: AAS 90 (1998), 724.
21. Tamże, 2: l.c., 714.
22. Tamże, 35: l.c., 734.
23. Por. n. 18: AAS 77 (1985), 224.
24. Tamże, 31: l.c., 258.
25. Tertulian, Apologeticum, 50, 13: PL 1, 534.
26. Sobór Wat. II,
Konst. dogm. o Kościele, Lumen gentium, 1.
27. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Rękopis B: Opere
Complete, Citt del Vaticano, 1997, s. 223.
28. Por. Sobór Wat. II, Konst. dogm. o Kościele
Lumen gentium, rozdz. III.
29. Por. Kongr. ds. Duchowieństwa i inne, Instr.
międzydykasterialna o niektórych kwestiach dotyczących współpracy wiernych
świeckich w ministerialnej posłudze kapłanów Ecclesiae de mysterio (15 sierpnia
1997): AAS 89 (1997), 852-877, szczególnie art. 5: Struktury współpracy w
Kościele partykularnym.
30. Reguła III, 3: « Ideo autem omnes ad consilium
vocari diximus, quia saepe iuniori Dominus revelat quod melius est ».
31. « De omnium fidelium ore pendeamus, quia in
omnem fidelum Spiritus Dei spirat »: List 23, 36 do Sulpicjusza Severa: CSEL
29, 193.
32. Sobór Wat. II, Konst. dogm. o Kościele Lumen
gentium, 31.
33. Sobór Wat. II, Dekr. o apostolstwie świeckich
Apostolicam actuositatem, 2.
34. Por. Sobór Wat. II, Konst. dogm. o Kościele
Lumen gentium, 8.
35. Sobór Wat. II, Konst. duszpast. o Kościele w
świecie współczesnym Gaudium et spes, 22.
36. Konst. duszpast. o Kościele w świecie
współczesnym Gaudium et spes, 34.
37. Św. Ignacy Antiocheński, List do Rzymian, Pref.,
Wyd. Funk, I, s. 252.
38. Tak na przykład pisze Św. Augustyn: «
Luna intellegitur Ecclesia, quod suum lumen non habeat, sed ab Unigenito Dei
Filio, qui multis locis in Sanctis Scripturis allegorice sol appellatus est »:
Enarr. in Ps. 10, 3: CCL 38, 42.
39. Por. Dekl. o stosunku Kościoła do religii
niechrześcijanskich Nostra aetate.
40. Papieskia Rada ds. Dialogu Międzyreligijnego i
Kongr. Ds. Ewangelizacji Narodów, Instr. o głoszeniu Ewangelii i dialogu
międzyreligijnym Dialogo e annuncio: riflessioni e orientamenti (19 maja 1991),
82: AAS 84 (1992), 444.
41. Por. Konst. duszpast. o Kościele w świecie
współczesnym Gaudium et spes, 4.
42. Tamże, 11.
43. Tamże, 44.
44. Por. List apost. Tertio millennio adveniente,
36: AAS 87 (1995), 28.

Komentarze
Prześlij komentarz
Nieustanne potrzeby??? Nieustająca Pomoc!!!
Witamy u Mamy!!!